Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Najgorsze co może spotkać kobietę

Jestem w połowie drugiej ciąży. A że w pierwszej byłam 6 lat temu, to trochę wiedzy już mi umknęło po drodze… Trochę wiem i pamiętam, bo pewnych rzeczy nie da się zapomnieć, jak jazdy na rowerze, ale dla odświeżenia wiadomości zaczęłam ostatnio przeglądać inne blogi i artykuły na temat ciąży i macierzyństwa.

Inni piszą..

I tak sobie czytam i czytam.. I często zastanawiam się, czy ja żyję/ żyłam w innym świecie? Czy może miałam dużo szczęścia? Z nagłówków krzyczą do mnie teksty w stylu :”Ciążą to okropny okres„. „Dlaczego przed zajściem w ciążę nikt mi nie powiedział jak to naprawdę będzie?„. „Macierzyństwo wcale nie płynie mlekiem!„. „Urodziłam dziecko, straciłam siebie” . „10 rzeczy, które powinnaś zrobić przed ciążą” itp itd. Z większości tekstów bije w oczy jedno przesłanie „Macierzyństwo to mordęga, koniec z czasem dla siebie, dziecko to kula u nogi, koniec z imprezami i spaniem na długie lata„. Stąd też przewrotny tytuł tego wpisu.

I wiecie co? Ja się absolutnie z tym nie zgadzam! Być może wpływ na to ma fakt, że swoje pierwsze dziecko urodziłam mając 32 lata. A więc zdążyłam się już wyszaleć, zwiedzić prawie pół świata, ustatkować i pewne rzeczy poukładać sobie w głowie. Dziecko było przez nas zaplanowane i „chciane”. I nie czuję, aby po porodzie zostało mi coś odebrane! Dziecko nie zrujnowało mi kariery, nie zamknęło mnie w domu, nie spowodowało, że przestałam dbać o siebie. Ciąża była na szczęście bezproblemowa, poród miałam szybki, choć nie uniknęłam nacięcia krocza. Przez tydzień nie mogłam siadać normalnie na 4 literach, ale dało się przeżyć.

Córka urodziła się zdrowa, praktycznie nie miała kolek (no, może ze 2 razy). Przez 7 miesięcy karmiłam ją piersią, a potem sama się odstawiła co ułatwiło mi powrót do pracy. Buntu 2-latka nie przerabialiśmy, rozstania z butelką nie pamiętam. A gdy „odcięliśmy” końcówkę od smoczka tłumacząc dziecku, że „smoczek się zepsuł” i teraz trzeba zasnąć bez niego, to choć nastawialiśmy się na noc wyjętą z życia i płacz do rana, dziecko o dziwo chwilę popłakało, po czym zasnęło tuląc do siebie pluszowego misia.

Może mamy szczęście? Może trafiło nam się dziecko idealne? A może po prostu nasz instynkt rodzicielski, czy metody wychowawcze są trafione? Może nasze rozmowy z córką, tłumaczenia, a nie zbywania i olewanie dają takie efekty? Może czas poświęcony dziecku na wspólną zabawę, czy rozmowę, zamiast puszczania mu bajek w tv i poświęcenie wolnego czasu na ploty z koleżanką jednak się opłaca? Dodam jeszcze, że nikt z rodziny nam przy wychowaniu córki nie pomagał i nie pomaga. Jedyną pomoc jaką mieliśmy to niania, która się nią opiekowała przez prawie 2,5 roku zanim Pola poszła do przedszkola. I nie ma co ukrywać, z nianią tez trafiliśmy wspaniale! A jak każdemu mówię, że nie była to osoba z polecenia, a z ogłoszenia w Internecie, to nikt nie chce wierzyć!

W ciąży miałam motyle w brzuchu, nic nie było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi 🙂 Pola urodziła się na początku wakacji i pamiętam, jak upalne było wtedy lato! Siedziałam w mieszkaniu w samej bieliźnie, a ona leżała jedynie w pampersie. Na spacer wychodziłyśmy rano i wieczorem, bo w ciągu dnia nie było czym oddychać.. Parę razy zdarzyło się jej dostać potówek, ale tak naprawdę oprócz tego nie mieliśmy z nią większych problemów. Jasne, że w nocy trzeba było do niej wstawać, nakarmić, czasem przewinąć i ponieważ karmiłam piersią, to wstawałam ja, nie mąż, więc to ja byłam tą bardziej niewyspaną.

Jej kupy śmierdziały tak samo jak kupy innych dzieci. Czasem zdarzało się nawet, że zawartość pieluchy wylała się na śpiochy, ale nie traktowałam tego w kategoriach katastrofy, nad którą trzeba się specjalnie rozwodzić! Ot, zdarzyło się i tyle. W ciągu dnia, jak Pola szła spać, to często i ja wtedy kładłam się na kanapie i nadrabiałam nocne niedospanie. Albo robiłam obiad, czy brałam się za prasowanie.

Tłuste włosy i śniadanie w porze obiadu?

To prawda, siedziałam z nią przez pierwsze miesiące w domu. Ale nie chodziłam przez tydzień z tłustymi włosami, nie zapuszczałam gąszczu pod pachami, po prostu żyłam normalnie! Wstawałam na poranne karmienie, potem jak córka szła spać to brałam prysznic, robiłam sobie śniadanie i wychodziłyśmy na spacer. Po powrocie robiłam obiad, ona spała albo próbowałyśmy się „razem bawić”, choć w przypadku niemowlaka to określenie mocno na wyrost.

Dopóki nie mieliśmy do pomocy niani, nie mieliśmy z mężem możliwości wyjścia do kina, czy gdziekolwiek sami. Ale jakoś nie miałam z tym problemu. Może właśnie dlatego, że zdążyłam się już wcześniej wyszumieć? Jak mieliśmy ochotę obejrzeć jakiś film, to po prostu oglądaliśmy go w domu. Gdy udało nam się zaangażować do pomocy nianię, było już łatwiej. Ale wtedy z kolei musieliśmy brać pod uwagę fakt, że do ceny biletu do kina albo wieczornej, romantycznej kolacji musimy doliczyć koszt opieki na dzieckiem i ewentualnie taksówki dla opiekunki. Cóż, taki lajf!

Nie mam złotej rady i złotego środka na wychowanie super dziecka. I choć nasza córka nie stwarza nam większych problemów wychowawczych, to też miewa gorsze momenty i też potrafi wyprowadzić nas z równowagi 🙂 Ale na szczęście temat scen w sklepie, kładzenia się na podłodze i wymuszania na nas kupna tego, czy tamtego jest nam zupełnie obcy. Na pewno dużo z dzieckiem rozmawiamy. Od samego początku. I od samego początku mówimy do niej NORMALNIE, nie zdrabnialiśmy nigdy swoich wypowiedzi. Jak trzeba, to dużo tłumaczymy, nie zbywamy tekstem „Nie, bo nie” albo „I tak nie zrozumiesz, bo jesteś za mała„.

Jest marchewka, ale i kijek. Jakiś czas temu córka miała okres sprawdzania, gdzie leży granica naszej cierpliwości i wyrozumiałości. Pojawiło się „stawianie do kąta”, do momentu kiedy się nie uspokoiła i nie była gotowa na rozmowę o swoim zachowaniu. Gdy skończyły się łzy, była rozmowa, tłumaczenie, że nam jest przykro gdy zachowuje się tak lub tak, że robiąc to czy tamto mogłaby sobie zrobić krzywdę/ zniszczyć coś w domu itp. W kącie stała kilka razy, po czym – jak ręką odjął.

Teraz będąc w drugiej ciąży zastanawiam się, jak będzie tym razem. Tak samo nie mamy co liczyć na pomoc kogoś z rodziny, żadna babcia, ciocia nie przyjdzie zabrać mi dziecko na spacer, żebym mogła w tym czasie odpocząć/ ugotować obiad/ wyskoczyć do sklepu. Nikt mi nie przywiezie zupy w słoiku i pierogów z serem, żebym nie musiała gotować.. Ale będę miała przy sobie męża i dużą już Polę, która póki co deklaruje, że nawet jak będzie kupka w pampersie to ona przewinie. Że wózek popcha, pośpiewa kołysanki i zrobi karuzelkę nad łóżeczko. I myślę, że przy dobrej organizacji i logistyce, wszystko się da! Trzeba tylko, albo AŻ – chcieć! 🙂

Jeśli jesteście w pierwszej ciąży i zastanawiacie się jak to będzie – nie bójcie się! Powiem pewnie oklepany tekst, ale w moim przypadku sprawdził się prawie w 100%. Jak już urodzicie, to instynkt macierzyński sam Wam powie co i jak należy robić. A jak będziecie miały wątpliwości, to możecie skorzystać z pomocy pielęgniarki środowiskowej, o którą możecie pytać w Waszej rejonowej Przychodni Zdrowia. Mama, czy babcia też z pewnością Wam pomogą, choć musicie brać pod uwagę fakt, że one wychowywały Was, czy Waszych mężów x-lat temu. W tym czasie naprawdę DUŻO się zmieniło i nie wszystkie „stare rady” dziś się sprawdzą.

Przykładowo – schemat żywienia niemowląt z pewnością uległ sporym zmianom. Dziś dużo dzieci ma alergie pokarmowe wszelkiego typu, atopowe zapalenie skóry – tego kiedyś nie było albo się o tym nie mówiło. Polecam Wam także zajęcia w Szkołach Rodzenia. Jeśli czekacie na swoje pierwsze dziecko i nie miałyście wcześniej styczności z niemowlakiem, bo w rodzinie, czy wśród znajomych to Wy będziecie pierwszą mamą – tym bardziej takie zajęcia się Wam przydadzą.

Są też oczywiście poradniki – do wyboru do koloru. Szczerze mówiąc, też do nich zaglądałam. Pomimo dużej ilości reklam, chyba najlepiej trafiła do mnie ta pozycja: „Mama i Tata to My” P. Smaszcz-Kurzajewskiej. Jest tam sporo praktycznych rad i fajnych przepisów kulinarnych (do dziś robię owsiankę z morelami właśnie wg przepisu z tej książki). No i jest też Internet, a w nim fora poświęcone ciąża i wychowaniu, gdzie mamy radzą mamom.

Tak więc drogie przyszłe i aktualne mamy, nie dajcie się stereotypom, nie dajcie sobie wmówić, że macierzyństwo to kula u nogi! Że ciąża to choroba! Grunt to dobra organizacja i pozytywne nastawienie 🙂 Nie bójcie się prosić o pomoc, gdy tego potrzebujecie, jak nie mama, to może koleżanka z internetowego forum pomoże, bo miała taki sam problem. A może lekarz? I pamiętajcie, że dziecko jest odbiciem Was samych. Jeśli będziecie szczęśliwe, dziecko też będzie spokojne. A jeśli będziecie się ciągle stresować, że coś zrobiłyście nie tak, dziecko zaraz to wyczuje i będzie nerwowe. I uwierzcie w siebie, a będzie dobrze 🙂 Bo ciąża i macierzyństwo to wcale nie najgorsze, co może spotkać kobietę – jeśli się dobrze do tego przygotujecie i nastawicie, będzie to najfajniejszy okres w Waszym życiu.

* Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.thenoobdad.com/

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Najnowsze

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

25 zabaw na przekraczanie linii środka

Przeczytałam kiedyś w książce, że "nic nie dzieje się przypadkiem". Fakt, że Tobiasz był...

Problemy z nastolatką i jak sobie z nimi radzić

Nie spodziewałam się, że okres dorastania mojej córki da nam tak mocno w kość....

Prezent dla 6-latka od Mikołaja

Czy u Ciebie też co roku pojawia się problem, co kupić dzieciom od Mikołaja?...

Inne w tej kategorii

Komentarze

  1. Tytuł rzeczywiście przewrotny. Nasza córka też nie miała kolek i też nie mieliśmy z nią w sumie problemów. Tyle, że nie przepada za mięsem, wędlinami i musiałam trochę zmienić „kuchnię”. Jemy teraz więcej warzyw, soczewicę, cieciorkę, którą najczęściej miksuję i dodaję do zup albo robię z tego jakieś placuszki. W sumie to nawet się cieszę, bo kiedyś wogóle takich rzeczy nie jadłam, a na pewno są zdrowsze niż mięso, które faszerowane jest hormonami i nie wiadomo czym jeszcze. Pozdrawiam i życzę, aby dziecko dalej było takie bezproblemowe 🙂

  2. Hm, ciekawa jestem jak to bedzie u mnie. Przekonam się już za miesiąc 🙂 Mam nadzieje, że mój synek też będzie taki spokojny..

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj