Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

10 faktów o mnie, o których nie wiecie

W zasadzie tematyka, jaką poruszam na blogu tyczy się rozwoju mojego małego zbója i jego problemów w sferze integracji sensorycznej. Ale pomyślałam sobie, że może tak dla odmiany napiszę coś o sobie? Tak, żebyśmy poznali się lepiej? 🙂 Co Ty na to? Ja napiszę 10 faktów o mnie, a Ty napiszesz 1 rzecz o sobie w komentarzu? Umowa stoi? 🙂

No to jedziemy!

1. Moja wada wzroku wynosiła -6 dioptrii, a teraz…

Okulary zaczęłam nosić jakoś w okolicach 3 klasy podstawówki. Zaczęło się niewinnie, od -0,75 dioptrii. Ale wada się pogłębiała i na studiach nosiłam już całkiem grube szkła i miałam wadę -6 i do tego niewielki astygmatyzm. Pierwsze co robiłam po wstaniu z łóżka, to założenie na nos okularów. Bez nich lub bez soczewek nie funkcjonowałam. Wada -6 oznacza, że bez okularów nie byłam w stanie rozpoznać kto stoi 2 metry przede mną albo co leży na stole. Będąc na wakacjach, gdy chciałam popływać w morzu to zapamiętywałam jaki kolor parasola, ręcznika jest obok nas i wychodząc z wody szukałam takich właśnie „plam” na plaży. Kto jest krótkowidzem ten wie jak to jest.

Na szczęście dzięki medycynie mogłam kilkanaście już lat temu poddać się zabiegowi laserowej korekcji wzroku i dziś mogę powiedzieć, że to były najlepiej wydane pieniądze w moim życiu! Zabieg łącznie ze wszystkimi badaniami kosztował wtedy ponad 5 000 zł. Ale komfort jaki mi dał był wart każdej złotówki! Dziś wyjeżdżając z domu nawet na weekend nie muszę się martwić tym, czy wzięłam ze sobą płyn do soczewek. Gdy pada deszcz i chowam się do auta, czy pomieszczenia – nie muszę przecierać zaparowanych okularów. Wstaję rano i spokojnie mogę iść do łazienki bez obawy o to, że nie zauważę czegoś na podłodze i się potknę. Dobry wzrok i zdrowe oczy to naprawdę luksus, który powinniśmy doceniać!

2. Czas podstawówki mógł być dla mnie koszmarem!

Ale na szczęście nie był i szkołę podstawową wspominam dziś naprawdę bardzo dobrze! Miałam super klasę, ale niestety nasze drogi się rozbiegły i dziś nie utrzymuję kontaktu z nikim z podstawówki. A okres ten mógł być dla mnie koszmarem ze względu na to, że moi rodzice chcieli mi dać na pierwsze imię…. Telimena! Czujecie? T-e-l-i-m-e-n-a! Myślę, że dzieciaki tak by mi z powodu tego dziwnego imienia dokuczały, że okres szkoły podstawowej mógłby być dla mnie niezłą traumą. Na szczęście tata rejestrując mnie w Urzędzie Stanu Cywilnego podał to imię jako moje drugie i tym samym uratował moje dzieciństwo 😀 Jak go kilka lat temu zapytałam o genezę tego pomysłu, nie mógł sobie przypomnieć.. 😉

3. Placuszki robię wyśmienite, ale za naleśniki się nie biorę, bo..

Jeśli obserwujesz moje Social Media to pewnie zauważyłaś, że bardzo często robię w domu placuszki. Lądują u nas na talerzu na śniadanie, podwieczorek – w tygodniu, w weekend.. Robię je na mleku, jogurcie naturalnym, na mące zwykłej, na płatkach owsianych, jednym słowem – robię przeróżne. I placuszki obok rosołu i pomidorowej z literkami to ulubione danie Tobka i Poli. Chyba się jeszcze nie zdarzyło, żeby mi placuszki nie wyszły. Nawet, gdy ciasto okazuje się za gęste lub za rzadkie, zawsze jakoś je uratuje dodając mleka albo mąki.. Ale za naleśniki się nie biorę!

10 faktów o mnie mistrzyni placuszków
Placuszki to danie, które u nas znika w oczach.

Mistrzem patelni w tym temacie jest u nas Pan Mąż. Kiedyś nawet przygotował mi ciasto, żeby było mi łatwiej i pojechał spóźniony do pracy. Miałam tylko je usmażyć. Niestety nie potrafię tak precyzyjnie rozlać ciasta, aby naleśniki nie były ani za grube, ani za chude. I żeby były w miarę równe. Tzn. nie były z jednej strony cienkie jak kalka, a z drugiej grube jak kromka chleba. Dlatego, gdy dzieciom przychodzi ochota na naleśniki, wołają tatę 😀

4. Najdziwniejsza rzecz jaką jadłam to..

Kiedyś byłam chyba bardziej otwarta na jedzenie niż dziś. Choć tak samo dziś, jak i 10 lat temu owocom morza mówię nie! No nie zjem i tyle. Ale dawno temu, w epoce „przed dziećmi”, gdy dużo z mężem podróżowaliśmy miałam okazję spróbować różnych dziwnych dań. Nie odważyłam się w Chinach na zjedzenie jaj byka, ale w Meksyku dałam się namówić na zjedzenie smażonych świerszczy. Smakowały jak spalone frytki! W Peru z kolei miałam okazję spróbować pieczonej świnki morskiej.. No nie powiem, długo siedziałam nad talerzem zanim odważyłam się nabić kawałek mięsa na widelec. Spróbowałam i podziękowałam. Jakoś jedzenie zwierząt, które w naszej kulturze traktuje się jako przyjaciela, członka rodziny – nie za bardzo pozwoliło mi skupić się na walorach smakowych.

Za robaki, smażone pająki, czy dziwne larwy też się nie zabrałam. Jakoś widok tego paskudztwa nie był dla mnie zachęcający. Zresztą zobacz sama, zjadłabyś coś takiego?

10 faktów o mnie najdziwieniejsze jedzenie
Smażone robale, przegryzka w Tajlandii.
10 faktów o mnie robale w tajlandii

5. Tego miałam oszczędzić moim dzieciom.. ale nie wyszło ..

Dzień moich urodzin i imienin wypada w lipcu. Ubolewałam nad tym przez całą szkołę podstawową. Bo nie miałam szansy na przyniesienie cukierków z okazji swoich urodzin, a jak wiadomo w takim dniu nauczyciele Cię nie pytają 😀 I już wtedy postanowiłam, że „Ja tego moim dzieciom nie zrobię!„.

10 faktów o mnie tego nie zrobię

No i nie wyszło… Pola urodziła się 25, a Tobiś 29 czerwca. Jakby nie patrzeć, nie za bardzo mają szansę na przyniesie do szkoły cukierków i „niepytanie”. Jedyna szansa to ich imieniny. Poli wypadają w lutym, a Tobka w listopadzie. Dobre i to..

6. Ten gatunek książek i filmów był kiedyś moim ulubionym. Dziś omijam szerokim łukiem.

Pod koniec podstawówki i w liceum zaczytywałam się w książkach Stephena Kinga. Zupełnie nie wiem, dlaczego akurat horrory mnie wtedy tak pociągały? Filmy „Krzyk” i „To” oglądałam kilka razy! Jessuuuu.. Dziś sama sobie się dziwię i zastanawiam się, jak ja mogłam to w ogóle oglądać? ;0

7. Z tych dwóch przedmiotów szkolnych nie umiem NIC!

Dosłownie nic. Ani z chemii, ani z fizyki nic się nie nauczyłam. Ani w podstawówce, ani w liceum. I tu i tu miałam bardzo kiepskich nauczycieli. W szkole podstawowej pani od chemii jednocześnie uczyła muzyki. Dziewczynki miały u niej zawsze piątki, chłopcy czwórki, choć nie wiem jakby się starali. Z fizyki z kolei dostawało się oceny za ładnie prowadzony zeszyt. W liceum było trochę lepiej, bo z chemii niby nas nauczycielka cisnęła. Ale jakoś nie potrafiła ani mnie tym przedmiotem zaciekawić, ani mi go dobrze wytłumaczyć. Na klasówkę wystarczyło wykuć teorię z książki i zadania z zeszytu. Za to z fizyki, fizyczka nigdy nas nie pytała, a na klasówkach wystarczyło mieć książkę i uzupełniony zeszyt. Albo ściągi 🙂

Więc gdybym zgłosiła się do Milionerów i dostała najprostsze pytanie z któregoś z tych przedmiotów, zbłaźniłabym się na pełnej linii!

8. W dzieciństwie chciałam zostać..

Najpierw chciałam być „panią z telewizji”. Potem chciałam być dziennikarką albo archeologiem. Niestety mama wybiła mi oba te zawody z głowy, tłumacząc, że nie mamy w rodzinie ani jednych, ani drugich. A bez znajomości to ja żadnej pracy nie dostanę w tych specjalizacjach. Archeolog? Kto to taki? Wywiozą mnie na pustynię i każą kopać w piachu. To nie zawód dla kobiety!

Dziś z perspektywy czasu żałuję, że posłuchałam mamy. I zrezygnowałam z części marzeń. Dziś wiem, że to jakie kończymy studia wcale nie oznacza, że musimy pracować w tym właśnie wyuczonym fachu. Mam znajomych, którzy kończyli kierunki typu bibliotekoznawstwo, a dziś są kierownikami w dużych korporacjach. Zarządzają zespołami ludzi i ukończone studia dały im tylko papier i tytuł mgr przed nazwiskiem. Wszystkiego nauczyli się w pracy. Koleżanka skończyła studia ekonomiczne, a dziś jest instruktorką fitness. Inna rzuciła pracę w korporacji i zajęła się fotografią..

Ja swoje marzenia o pisaniu artykułów do gazet zamieniłam na pisanie bloga. A chęć bycia archeologiem i odkrywanie dawnych kultur zaspokoiłam podróżami do miejsc, w których chciałam coś odkryć 🙂 Do Meksyku pojechałam, aby odwiedzić miejsca, w których żyli Aztekowi i Majowie. Aby na własne oczy zobaczyć i dotknąć budowli, rzeźb, miejsc kultu i na chwilę przenieść się oczami wyobraźni do dawnych czasów. Chociaż w ten sposób spełniłam swoje marzenie..

10 faktów o mnie, chichen itza
Ruiny miasta Majów w Chichen Itza.
Opiniemamy 10 faktów o mnie machu picchu
Wejście na Machu Picchu było moim marzeniem. Wydawało mi się, że nie uda mi się go nigdy spełnić… Że to nieosiągalne, że za daleko, za drogo… W praktyce okazało się to dużo prostsze, tańsze i wcale nie takie nieosiągalne!

Finalnie poszłam na studia, które miały mi dać „szerokie możliwości” znalezienia kiedyś pracy. Planowałam studiować Zarządzanie Nieruchomościami, ale po pierwszym roku na Akademii Ekonomicznej stwierdziłam, że jednak Marketing to jest to, co mi się podoba! Niestety studia oprócz wiedzy teoretycznej niewiele mi dały i dziś w sumie żałuję, że wybrałam ten kierunek. Ale czasu nie cofnę..

9. Tenis, lekkoatletyka, koszykówka…

Moi rodzice nie byli sportowcami. Ale od małego szukali nam – mi i siostrze jakiś zajęć popołudniowych, choć „w tamtych czasach” w ogóle nie było to tak dostępne jak dziś. Chwilę chodziłyśmy do zespołu pieśni i tańca, ale niestety okazało się, że śpiewaczki i tancerki z nas raczej marne 😉 A potem tata zapisał nas na zajęcia z tenisa ziemnego. W tenisa grałam od I klasy szkoły podstawowej do V. Być może grałabym dłużej, bo wyniki miałam całkiem dobre. Ale w III klasie dostałam się do szkoły sportowej i od IV klasy zaczęłam trenować koszykówkę. Miałam świetną klasę, dobrą trenerkę i w V klasie mój plan tygodniowy wyglądał tak, że 4 x w tygodniu po szkole jechałam z dziewczynami z klasy na trening koszykówki. Potem szybko się przebierałam w szatni, bo pod halą już czekał na mnie tata, żeby zabrać mnie 3x w tygodniu na trening tenisa.

I jak z domu wychodziłam o 7:30 tak często wracałam po 19. Do tego w V klasie tata kolegi namówił mnie i siostrę, abyśmy dołączyły do weekendowych treningów lekkoatletycznych. Było tego dużo, ale nie przypominam sobie, żebym narzekała. Wszędzie miałam fajne towarzystwo, a jak wiadomo – w tym wieku fajne koleżanki i zgrana paczka to podstawa 🙂 Niestety w V klasie przeniesiono mnie z mojej zgranej i wesołej grupy tenisowej do młodszej. A na moje miejsce wsadzono młodszego ode mnie chłopaka, który „dobrze rokował” i miał tatę w zarządzie klubu…

Nie ważne, że ja też miałam swoje sukcesy. Ale nie mieliśmy znajomości gdzie trzeba. On miał grać ze starszymi i lepszymi, a mnie zepchnięto do młodszych i gorzej grających. Pamiętam, że strasznie mnie to zdołowało. „Moja” grupa kończyła trening, wszyscy wchodzili do szatni, żartowali, wygłupiali się.. A ja przebierałam buty i szłam zacząć swój trening z dzieciakami, których nie znałam, z nowym trenerem.. Finał był taki, że powiedziałam tacie, że grać więcej nie będę i kropka. Nie powiedziałam mu wtedy prawdy, sama nie wiem dlaczego. Może myślałam, że nie zrozumie? Może wydawało mi się to głupie? Pamiętam, że powiedziałam mu, że tenis mi się znudził i wolę koszykówkę. Próbował jeszcze ze mną rozmawiać, namawiać, ale nie zmieniłam zdania.

W koszykówkę grałam do I klasy liceum. 6 lat. Zrezygnowałam, bo w VIII klasie zabrano nam naszą trenerkę. Na jej miejsce przysłano młodą dziewczynę, przy której nie wiadomo dlaczego, ale większość meczy przegrywałyśmy. Po drodze jeszcze kilka koleżanek nabawiło się kontuzji, zrezygnowało. Na ich miejsce przychodziły nowe, ale to wszystko sprawiało, że drużyna już nie była tak zgrana jak wcześniej. Poza tym w liceum miałam coraz więcej nauki, a treningi 4 x w tygodniu plus mecze w weekend nie zostawiały mi zbyt wiele czasu na odrabianie lekcji i „czas wolny”. Koleżanki zaczynały się umawiać wieczorami w klubach, szły po lekcjach „połazić po rynku”, a ja? A ja też chciałam poczuć się już taka „dorosła”, a nie mogłam, bo musiałam wracać po lekcjach do domu, zostawić książki, zjeść obiad i lecieć na trening.

Ale dzięki takiemu intensywnemu trybowi w podstawówce dziś nie mam, choć chyba lepiej będzie jak napiszę „nie miałam” większego problemu z planowaniem. To się trochę pogorszyło ostatnio, ale jak pisałam jakiś czas temu – winię za to swoje lenistwo i pewność, że „wszystko zapamiętam”, nie muszę nic zapisywać w kalendarzu. A potem zonk! Dlatego w tym roku wróciłam ostro do planowania. W niedzielę wieczorem zapisuję sobie co mam do zrobienia w kolejnym tygodniu i działam. Dzięki temu wiem, że idę do przodu. Wykreślam to, co już zrobiłam i wiem, co jeszcze przede mną.

10. Brunetka, ruda, blondynka..

Mój naturalny kolor włosów to szaromysi jasny brąz. Coś koło tego. Odkąd w liceum zaczęłam farbować włosy, miałam na głowie już czarne, rude, wszelkie odmiany brązu… Miałam pasemka naturalne i doczepiane sztuczne. Na hasło męża, że może bym się przefarbowała na blond prychałam głośnym śmiechem. I tak lata leciały, on pytał, ja się pukałam w czoło. Ale w końcu przyszedł taki moment, że zachciało mi się zmiany. No i nie mówiąc nic nikomu rozjaśniałam się do ciemnego blondu. Przyjechałam do domu i widok szczęki męża na ziemi był bezcenny 🙂 Potem przyznał, że miał cichą nadzieję, że może mu zrobię taki prezent na 40tkę, ale nie spodziewał się, że zrobię to duużo wcześniej.

Finał jest taki, że choć przez lata byłam raczej brunetką i nie chciałam nawet słyszeć o blondzie, tak teraz jak dołączyłam do grona blondynek – kompletnie nie widzę się w ciemnych włosach 🙂

10 faktów o mnie brunetka
Byłam długo brunetką…
10 faktów o mnie ruda
..przez chwilę byłam też ciemnym rudzielcem 🙂
10 faktów o mnie blondynka
..a od paru lat jestem blondynką i do ciemnych włosów chyba prędko nie wrócę 🙂

No dobra, 10 faktów o mnie już masz. Teraz czekam na Twoje wyznanie 🙂

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj