Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Dlaczego mój przedszkolak bywa agresywny?

Długo nie pojawiał się tu żaden wpis dotyczący tego, jak po zakończonej terapii integracji sensorycznej funkcjonuje mój przedszkolak.. A bywało różnie. On to jedno, a dorastająca córka to drugie. Były dni, kiedy każde z nich dolewało oliwy do ognia i miałam ochotę pierdzielnąć tym wszystkim i uciec w Bieszczady. Albo gdziekolwiek, gdzie nikt nie będzie ode mnie nic chciał! Gdzie będę mogła w spokoju się wysikać bez 4-latka pchającego mi się na kolana, bez 12-latki pyskującej i mającej do mnie pretensje, że śmiem jej przerywać oglądanie tik-toka i prosić ją enty raz o wyrzucenie śmieci… Jednak wychowanie dwójki dzieci z dużą różnicą wieku potrafi być wyzwaniem..

Przyszedł taki moment, że było tego tak dużo, że gdybym miała zacząć opisywać naszą codzienność, nie wiedziałabym od czego zacząć.. Do tego za każdym razem jak odpalałam instagram, czy inne internety – patrzyły na mnie wesołe dzieci z uśmiechniętymi mamami, w pięknych, UPORZĄDKOWANYCH I CZYSTYCH mieszkaniach, podczas gdy u nas wiecznie gdzieś coś leży. W salonie na podłodze rozłożona gra planszowa Tobka, obok autka. Na stoliku kawowym talerz z resztką kanapki ze śniadania, kawałki plasteliny, z której Pola robiła nie-wiadomo-co, do tego skarpetka Tobka na kanapie, którą zdjął, bo „coś mnie kłuje w stopę”.. Plus okruchy z chrupek kukurydzianych, które przecież „same się wysypały z opakowania na kanapę”, zużyte chusteczki higieniczne (bo Tobek ma katar), a w tle suszarka z praniem. Posprzątam jeden kąt, to w drugim pojawia się $%^# bałagan. Mam wrażenie, że nic tylko chodzę i zbieram albo gonie towarzystwo do odnoszenia po sobie rzeczy!F

Większość osób w Internetach chwali się osiągnięciami swoich dzieci. Bo dziecko nauczyło się jeździć na rowerze, opanowało jazdę na nartach, wyrecytowało wierszyk, zdobyło medal w zawodach sportowych lub konkursie plastycznym. Gdzie w tym wszystkim miejsce na pisanie o tym, że mój syn ledwo wstał, a już mu się włącza marudzenie. „Mamoooooo, chodź do mnie!”Synku, jeszcze śpię, jak chcesz to Ty przyjdź do mnie!” „NIE! Ty musisz przyjść do mnie! Mamooooo! Przyjdź do mnie! Nooooo!” .. Gdzie tu miejsce na wylewanie swoich żali i złości, gdy Twoja 12-latka nie ma najmniejszej ochoty na wykonanie jakiegokolwiek obowiązku w domu i nic jej się nie chce, nawet umyć zęby, czy zmienić skarpetki? A na trasie drzwi wejściowe – jej pokój zostawia za sobą papierki po cukierkach jakie dostała w szkole i małe kawałki wełny, bo jest na etapie szydełkowania i robi sobie z wełny czapkę. I nie ważne, że pół godziny wcześniej odkurzałaś i było czysto.. Fakt jest taki, że tego odkurzania już nie widać..

I pewnie gdyby nie Karolina i Monika, które do mnie pisały w ostatnim czasie z pytaniem co u nas? Czy wszystko dobrze (pomijając świąteczną grypę)? I że szkoda, że już nie piszę, bo to zawsze było dla nich jakieś pocieszenie, że ktoś ma „podobnie jak ja”, że w moich tekstach znajdowały zrozumienie i solidarność życia z dzieckiem „z problemami”. I że w końcu trafiły na kogoś, kto nie pisał i nie mówił, że „O Boże, nie przesadzaj, przecież dziecko z tego wyrośnie! Po co Ci te wszystkie terapie? To chyba taka moda?„. To było naprawdę bardzo miłe i pokazało mi, że są tacy, którzy nie koniecznie chcą oglądać tylko i wyłącznie uśmiechnięte dzieci w designerskich pokojach i mamy piejące z zachwytu nad swoim macierzyństwem.

Więc może wrócę do pisania?

Bo szczerze mówiąc, ja w ostatnim czasie miewałam dni, kiedy miałam dość swojego macierzyństwa. Kiedy myślałam, że przecież nie tak to sobie wyobrażałam! Że przecież ja na etapie dorastania taka nie byłam! Nie podnosiłam głosu na rodziców, codziennie zmieniałam skarpetki – ba! ja nawet na trening zakładałam specjalnie inne! Że jak coś chciałam od mamy, to mówiłam to normalnym głosem, a nie zawodząco-wyjącym. Że ani mi się śniło rozkazywanie mamie i mówienie jej, że „Nie, wcale Cię nie boli głowa! Masz się ze mną bawić! TY, nie tata!„. U nas jest trochę jak na rollercoasterze. Bywają dni, kiedy jest wszystko super. A bywa tak, że już od rana mam podniesione ciśnienie i żyłka mi pęka.

I sama nie wiem, czy to plus, czy to minus, że każde z moich dzieci inaczej daje w kość? Starsza – ma mega lenia, jeśli coś robi to po łebkach, trzeba ją o wszystko prosić kilka, kilkanaście razy. Wszędzie zostawia za sobą bałagan, bywa że odzywa się do nas podniesionym tonem, choć twierdzi wtedy, że „wcale nie krzyczę„. I tak, wiem, że to oznaka wieku dorastania i „każdy przez to musi przejść”.. Ale to bywa tak cholernie ciężkie dla rodzica…. :/ Jej zabawa z Tobkiem trwa z reguły kilka, kilkanaście minut i kończy się krzykiem albo płaczem Tobka. „Bo Pola mnie uderzyła / popchnęła„, a prawda jest taka, że ona w 99% sytuacji próbuje narzucić mu swój pomysł na zabawę, a jak jemu się to nie podoba, to ona udaje wielce obrażoną. Wtedy on się zaczyna złościć, jęczeć, czasem szturchać Polę, więc ona nie pozostaje mu dłużna i też go popchnie, krzyknie na niego, powie coś głupiego i koniec zabawy. Tobek przychodzi do mnie ze skargą i hasłem „Czy możesz się ze mną pobawić, bo Pola nie chce / bo ja się nie chcę bawić z Polą / bo Pola mi psuje / itp.”.

Czasem czuję się tym zmęczona, bo Tobek nie jest dzieckiem, które będzie bawiło się samo. Owszem, zdarzają mu się takie momenty, ale i tak ktoś musi być z nim w pokoju. Nie ma więc szans na to, że ja np. będę robić obiad, prasować albo po prostu mieć chwilę dla siebie – oglądać coś w tv. Muszę siedzieć z nim w pokoju i jedyne co czasem mogę wtedy robić, to czytać książkę. Ale to i tak nie za długo, bo zaraz słyszę „Ale baw się ze mną!„. Finał jest taki, że z reguły wychodzę na tym jak Zabłocki na mydle. Jednocześnie robię obiad, sprzątam kuchnię i w między czasie układam z Tobkiem puzzle. Jeśli Pan Mąż jest w domu, a bywa że w weekendy pracuje, to pobawi się z nim albo zabierze go na zakupy. Wtedy faktycznie mam chwilę ciszy w domu. Ale gdy jesteśmy sami to w ostateczności, robię obiad w przyspieszonym tempie albo muszę włączyć 5 bieg i szybko skończyć pracę na komputerze, a Tobek w tym czasie ogląda bajki. Albo gra na moim telefonie. I to właśnie okazało się u nas zgubne..

O ile proste gry – zbijanie kulek w tym samym kolorze, czy zbieranie złotych dukatów po drodze jeszcze jest okej, o tyle gra w Minecrafta, która nigdy się nie kończy już nie. A niestety jak się ma dzieci w różnym wieku, zwłaszcza gdy ta różnica wieku jest duża (u nas 8 lat) to trudno uchronić młodsze dziecko od tego, czym się zajmuje starsze. I mimo tego, że Pola nie jest siostrą chętnie spędzającą czas z bratem, to jest dla niego autorytetem. Pola pokazała kiedyś Tobkowi Minecrafta i niestety młody wciągnął się w budowanie domków, a co gorsze – w oglądanie filmików na yt w tym samym klimacie,co też pokazała mu siostra…

Generalnie do 2 roku życia nasz zbój nie miał styczności z kreskówkami i telefonem. Ale potem zaczęło się to zmieniać. Zaczął oglądać bajki, Pola pokazała mu gry na telefonie i tak naprawdę nie było problemów do czasu nieszczęsnego Minecrafta. Na bajki i granie miał oczywiście wyznaczany czas. Jeśli oglądał bajki, to takie, które akceptowaliśmy. Była faza na Binga, Psi Patrol, Blaze i Megamaszyny, Ciekawskiego George’a.. Nie wszystkie bajki w tv mu się podobały, na niektóre nie było naszej zgody ze względu na przemoc albo słownictwo. Minecraft niby nie jest brutalną grą, ale .. to jest gra, która w zasadzie nie ma końca! O ile w grze, gdzie trzeba ułożyć koło siebie 3 takie same elementy, czy trafić żółtą kulką w inne żółte kulki – po nieudanej próbie kończymy albo próbujemy jeszcze raz. W Minecrafcie gra „nie ma końca”! A filmiki na yt o graniu w Minecrafta też do najkrótszych nie należą i tu też był problem.. I to zaczęło być u nas punktem zapalnym do awantur Tobka! Ponieważ nie ma jeszcze poczucia czasu i nie wie ile to jest 15 minut, a ile 30, to zaczęły się awantury pod tytułem „Ale ja jeszcze nie skończyłem!!„. Zaczął być agresywny przy próbach zabrania mu telefonu, którego nie chciał oddać dobrowolnie. A gdy odbierałam mu telefon siłą, to zaczynały się wrzaski, szarpanina i bicie.

Było przez chwilę ciężko. Były „trudne rozmowy”. Ale finalnie odstawienie telefonu od razu spowodowało zmianę jego zachowania. Wrócił mój słodki, żartobliwy synek. Gdy się umawiamy, że może obejrzeć w telewizji 2 bajki to w 95% sam wyłącza telewizor, gdy bajki się skończą. Widzę też, że to zupełnie inne dziecko. I niby wiem i wiedziałam, że nadmiar bodźców „elektronicznych” nie działa na dzieci pozytywnie. Ale jednak gdzieś w tym codziennym pędzie i nadmiarze moich obowiązków czas jaki Tobek spędzał przed telefonem, czy tv się wydłużał! Akurat był to okres, w którym miałam sporo projektów do ogarnięcia, a doba niestety ma tylko 24 godziny. Pan Mąż też pod koniec roku i z początkiem nowego nie miał w pracy lekko.. Ale grunt, że udało się ugasić pożar, znaleźć jego przyczynę i ją wyelimować.

W co się bawią chłopcy w przedszkolu?

A wracając jeszcze do Minecrafta.. Żadne bajki, czy gry na telefonie nie wywoływały takiej agresji u naszego przedszkolaka, dlatego nie od razu wpadliśmy na to, o co tu chodzi? Chwilę nam zajęło dojście do powodu takiego zachowania. Zastanawialiśmy się, czy ta jego złość nie wynika z jakiś sytuacji w przedszkolu? A może się nie wyspał? Może jest głodny? .. Tobek rzadko mówi o tym, co działo się w przedszkolu. Trzeba go ciągnąć za język. Ale jak już zacznie mówić, to często słyszę, że jakiś chłopiec drugiego kopnął, uderzył, że bawili się w strzelankę, walkę (jeden z kolegów chodzi na karate i uczy resztę „walki”), czy inne chłopięce zabawy. Dlatego doszukując się powodów agresji u mojego przedszkolaka braliśmy również pod uwagę to, że być może coś się wydarzyło między nim i kolegami. Bywało też tak, że był zły, bo pani nie pozwoliła mu skończyć rysunku albo posadziła go koło Kamilki, a on chciał siedzieć koło Mateusza. Ale ta złość nigdy wcześniej nie była taka „agresywna”!

Kiedyś w zabawie zaczął mnie popychać. Na moje słowa, żeby tak nie robił, że to nie jest fajne i mnie boli najpierw usłyszałam, że „Wcale Cię nie boli„. A potem, że tak się bawili z kolegami w przedszkolu i było fajnie. Hm, serio?

Kto tu rządzi?

Zresztą zachowania w stylu „Wcale Cię nie boli” „Wcale nie chce Ci się siku” zaczęły pojawiać się coraz częściej i coraz bardziej zaczęło mnie to denerwować. Przykład – Bawimy się, jest fajnie i gdy stwierdzam, że teraz będzie przerwa, bo muszę iść do toalety, mój 4,5-latek staje w drzwiach i mówi, że nie ma przerwy, wcale mi się nie chce siku i mam z nim grać dalej. Wszelkie próby tłumaczenia, dawania przykładów i prośby o odsuniecie się od drzwi nie działały. Sorry, ale nie będę pozwalała przedszkolakowi na rządzenie moją osobą, na decydowanie o tym, czy mogę siku teraz, czy potem. Nie będę z nim wchodziła w dyskusję w stylu „Okej to nie zrobimy teraz przerwy, tylko wtedy gdy Ty będziesz miał na to ochotę, najwyżej narobię do majtek, ale najważniejsze, żebyś Ty był zadowolony„, bo to da mu przyzwolenie na to, że to on ma decydujące zdanie w domu i może decydować o mojej osobie. No nie! Blokowanie drzwi z reguły kończyło się jego wrzaskiem, szarpaniem mnie i zmuszaniem mnie do dalszej zabawy. Robiła się z tego nie potrzebna awantura i oboje byliśmy wkurzeni. Takich sytuacji, gdzie mój syn stwierdzał, że wie lepiej ode mnie, czy mnie coś boli, czy chce mi się siku, czy nie zaczynało być coraz więcej. Tak samo jak dyrygowania, kto ma gdzie usiąść przy stole, czy na kanapie. Sorry, ale 4-latek nie będzie rządził całą rodziną! Z reguły kończyło się to jego złością, wrzaskiem, szarpaniem nas albo wręcz biciem, bo nie było naszej zgody (mojej i Pana Męża) na to, aby 4-latek nami kierował i nam rozkazywał.

Rozumiem próby sprawdzenia, gdzie są granice i na ile on może sobie pozwolić. Ale bicie rodzica jest dla mnie niedopuszczalne. A skoro tłumaczenia i rozmowy nie pomagały, to postanowiłam porozmawiać z psychologiem. Z Polą nie mieliśmy takich problemów, dlatego te sytuacje były i są dla mnie totalnie nowe i nie do końca zrozumiałe. Termin do psychologa dostaliśmy nawet szybko, ale po drodze były jeszcze święta, Sylwester, trochę czasu minęło i w zasadzie w temacie „rządzenia” Tobek się uspokoił przed drugą wizytą u specjalisty. A przynajmniej te jego próby kierowania kto ma co robić i kiedy bardzo się zmniejszyły. Ale jest jeszcze i tak kilka kwestii, które chciałabym omówić z psychologiem, więc kolejnych wizyt nie odpuścimy.

Problemem jest jeszcze rozumienie tego, co się do niego mówi. Tzn. generalnie rozumie język polski 🙂 i wie co się do niego mówi, ale są sytuacje, w których zastanawiam się, czy on nie chce mnie zrozumieć? Czy może myśli, że jak zada pytanie 10 razy to ja zmienię zdanie? Czy jest tego jakiś inny powód? Przykład! Budzimy się rano, a za oknem masa śniegu. Okazuje się, że samochód męża choć stał w garażu, odmawia chęci wyruszenia w drogę. Nie odpali i tyle. Mąż bierze więc mój samochód i jedzie z dziećmi do szkoły i przedszkola. Ja zostaję pracować w domu. „Z drogi” mąż, a w zasadzie to Tobek – dzwoni do mnie i relacjonuje, że jest wszędzie dużo śniegu, że jest korek i pyta, czy jak przyjadę po niego popołudniu, to mogę mu przywieźć soczek? Mówię mu, że nie przyjadę po niego, bo zostałam w domu, że przecież widział i słyszał, że taty auto nie chciało odpalić i jedzie teraz z tatą moim autem. Więc ja nie mam jak się ruszyć z domu. A on znowu „To pamiętaj, że jak po mnie przyjedziesz to po drodze kup mi soczek„. Powtarzam mu, że po niego nie przyjadę, bo nie mam jak. A on dalej swoje „Jak przyjedziesz po mnie, to przywieź mi soczek.” I tak jeszcze kilka razy.. Takich sytuacji bywa sporo.. Psycholog po pierwszej wizycie stwierdziła, że Tobek jest inteligentny (no ba! na pewno po mamusi ;D) , dużo wie i potrafi, ale faktycznie ten „brak rozumienia” jest zastanawiający. Oceniła jego komunikację niewerebalną bardzo dobrze, ale werbalną już gorzej. Pytała, czy byliśmy u neurologa? Nie byliśmy. Powiedziała, że skonsultuje się z panią logopedką, do której chodzimy i ustaliła nam kolejny termin wizyty. No i zobaczymy…

Jak obrócić trudną sytuację w żart?

Chwilowo mamy „dobry okres”. Choć z porannym wstawaniem bywa różnie.. Czasem Tobek nie chce wstać, jest zły, nie chce się ubrać, wszystko jest na „nie”. Nie chce jechać do przedszkola z tatą, tylko z mamą, nie będzie jadł kanapki, tylko płatki z mlekiem, choć 2 minuty wcześniej prosił o kanapkę z żółtym serem. Ale okej, zrzucam to na karb tego, że nikomu nie chce się wstawać jak za oknem jest ciemno. A o 6:30 o tej porze roku nie jest jasno. Ale popołudniami gramy w planszówki lub w karty, śmiejemy się, wygłupiamy i choć są momenty „trudne” to jakoś udaje się „opanować” tego mojego zbója. Na pewno jego problemem jest zbyt szybkie wpadanie w złość i nad tym musi pracować. Próbuję wtedy obrócić sytuację w żart, ale nie zawsze się udaje. Przykład. Buduje coś z klocków – nie udaje mu się wpiąć klocka w klocek. Od razu jest jęczenie, buczenie, rzucanie klockami. Pytam się go wtedy „Czy klocek nie chce z nim współpracować? A może chciał być wpięty w innym miejscu? Albo chciał uciec do Twojej kieszeni? A może chciał sobie jeszcze odpocząć w pudełku?. Bardzo często z miny-podkówki robi się uśmiech na twarzy i Tobek sam zaczyna tworzyć historyjki „co klocek chciał”. Takie obracanie sytuacji w żart sprawdza się u nas najlepiej i bardzo Ci je polecam!

Podsumowanie

No i tak sobie tu wylałam trochę swoje żale 🙂 Nie jest łatwo być rodzicem w dzisiejszych czasach. Wychowanie dwójki dzieci z dużą różnicą wieku nie jest proste. To, że sobie czasem pomyślisz, żeby rzucić tym wszystkim i wyjechać do lasu albo że masz dość swojego życia, czy swoich dzieci wcale nie czyni z Ciebie złej matki, czy złej osoby. Każdy ma prawo do swoich emocji. Każdy ma swoje granice cierpliwości. Każdy potrzebuje określonej ilości snu. Każdy jest inny i ma inne potrzeby! Każdy może mieć gorszy dzień. I Ty, i dziecko. Grunt to szukać rozwiązania danej sytuacji, rozmawiać, usiąść wieczorem i pomyśleć o 3 rzeczach, które tego dnia nam się udały. Mi to czasem poprawia na wieczór humor. Próbuję też rozmawiać wieczorem z Tobkiem i pytać go, co fajnego mu się przydarzyło tego dnia, z czego jest dumny, co mu się udało, ale widzę, że jest to trudne dla niego. Ale próbujemy. Trochę próbuję go na coś nakierować, podpowiedzieć.. Może za jakiś czas sam będzie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie „Jakie 3 fajne rzeczy spotkały mnie dziś?

Zdjęcia Clay Banks z Unsplash.

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj