Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Jak sobie radzę, gdy sobie nie radzę?

Znasz to uczucie, gdy Twoje pokłady cierpliwości na ten dzień się kończą, a dziecko właśnie próbuje sprawdzić, czy aby na pewno? Albo gdy robisz dziecku na śniadanie jajecznicę, a ono chce kanapkę z serem. Robisz kanapkę, woła o płatki z mlekiem. Robisz płatki, a ono woła o parówki… I wtedy Ty wołasz o ratunek 😀

Z małym sensorykiem jest jak na rollercoasterze. Nigdy nie wiem, co przyniesie dzień. Bywają super dni, kiedy nikt się o nic nie awanturuje. Nie ma protestów przy ubieraniu, śniadanie znika samo, fajnie się bawimy, śmiejemy i nawet przy obiedzie mały zbój mi chętnie pomaga. Ale bywa też tak, że od rana wszystko jest na „nie” i każda czynność, czy to mycie zębów, czy ubranie butów to walka.

Jak sobie z tym radzę?

No cóż. Czasem sobie radzę, a czasem sobie nie radzę. I wcale nie wstydzę się do tego przyznać, choć to mało popularne. Czasem mnie nerwy poniosą i podniosę głos. Czasem muszę wyjść do drugiego pokoju, bo czuję, że jak nie wyjdę to powiem albo zrobię coś, czego potem będę żałować. A czasem biorę głęboki wdech i wydech i jeszcze raz tłumaczę. Bywa też tak, że dla świętego spokoju ustępuje zbójowi.

Ostatnio problemem jest zdjęcie bluzy i długich spodni. Najwidoczniej Tobek potrzebuje „czuć” coś na rękach i nogach. Zresztą bardzo wzrosła u niego potrzeba docisku w ostatnim czasie. Zastanawiam się nawet nad powrotem do masaży u fizjoterapeutki. Jest ciepło, nie chce zdjąć bluzy – ok. Odpuszczam. Pozwalam mu w niej siedzieć i co jakiś czas pytam, czy aby mu nie jest za gorąco. Dziś na zajęciach terapeutycznych w poradni udało się go namówić na zdjęcie bluzy pod pretekstem pokazania terapeutce t-shirtu z bananami jaki miał pod spodem. Ciągle muszę szukać sposobu i kombinować.

Jak grochem o ścianę

Odkąd zbój nie siedzi już w dziecięcym krzesełku przy stole, tylko na normalnym krześle problemem jest też zjedzenie posiłku do końca. Wcześniej siedział dopóki ktoś go z krzesełka nie wypiął i nie wyciągnął. Teraz chwilę posiedzi, coś tam dziubnie, po czym wstaje od stołu i gdzieś sobie idzie. A to usiąść na kanapie, a to po autko, a to po prostu sobie pochodzić. Żadne hasła w stylu „Nie odchodzimy od stołu dopóki nie zjemy” nie sprawdzają się. To też bywa wkurzające. Bo wszyscy siedzimy przy stole i jemy. Proszę, żeby siadł z nami, dokończył i jak grochem o ścianę. Jedyne co wtedy działa to „Chodź zjeść, bo przyleci sroczka złodziejka i zje Twoje śniadanko„. Czyli znowu kombinowanie. Czasem mam tego kombinowania po prostu dość. Brakuje mi pomysłu i gul zaczyna mi rosnąć.

Moje patenty na opanowanie złości

Czasem pomaga kilka głębokich wdechów i wydechów. Naprawdę! Jak się trochę tej negatywnej energii wypuści ustami to wraca trochę spokoju. Poza tym głęboki wdech i powolny wydech to podobno najlepszy sposób na opanowanie stresu.

Jeśli jest taka możliwość, to wołam na ratunek męża, żeby wkroczył do akcji. Gdy mieliśmy jeszcze psa, to brałam go wtedy na spacer, a dzieci zostawiałam z mężem. Takie 20 minut spaceru po parku w ciszy potrafiło mnie zregenerować na tyle, że wracałam z nowym pokładem cierpliwości. Niestety nasza psinka jest już za tęczowym mostem, a w ostatnich miesiącach była na tyle schorowana, że na spacery wychodziła tylko do ogródka. Wtedy ratowałam się „wyskokiem” do najbliższego sklepu chociażby po mleko. Myśli się uspokajały, spokój wracał, mogłam wracać i dalej ciągnąć ten wózek!

Czasem wieczorem jak już zbój zasnął, kładłam się w łóżku z książką i lampką wina. Jak już kiedyś pisałam, założyłam sobie, że będę czytać jedną książkę „normalną”, jedną „dzieciową”. Gdy po ciężkim dniu brałam się za czytanie tej pierwszej, to przynajmniej na chwilę mogłam się przenieść w inny świat. Ale gdy akurat czytałam o wychowaniu, czy zaburzeniach sensorycznych to często po ciężkim dniu zamykałam książkę po przeczytaniu jednej strony. Bo już miałam serdecznie dość tematu. Ale zdarzały się i takie dni, że książka dzieciowa mnie ratowała! Jak chociażby ta o metodzie Montessori, która cudownie mnie uspokajała.

Zajadanie nerwa czekoladą też przerabiałam. Ale jak któregoś dnia lekarka przy badaniu kontrolnym poprosiła mnie, żebym stanęła na wadze to .. o maj gudnes! Moje oczy zrobiły się wielkie jak 5 zł i ups, nie podałam jej całej prawdy, bo ta prawda była dołująca! Zawsze ważyłam w okolicach 59-61 kg. I co prawda czułam od pewnego czasu, że te ciasteczka do kawki i to ciasto weekendowe musi gdzieś się u mnie zmieścić. No, ale przecież nie odmówię jak mnie częstują? 😀 No więc jak zobaczyłam na wadze 63 kg i to 2 miesiące przed wakacjami to jakby mnie ktoś z liścia strzelił! I choć nie podejrzewałam siebie o aż tak silną wolę, to od tego dnia przestałam podjadać do kawki słodkie (efekt – półtora miesiąca i minus 2 kg).

Jeśli Tobek poszedł spać o ludzkiej porze, czyli nie później niż o godz. 20 i nie miałam akurat ochoty na czytanie, to siadałam przed tv. Kiedyś po naprawdę trudnym dniu chciałam się wieczorem wyluzować. Więc pierwsze co pomyślałam to – obejrzę komedię! Ale okazało się, że w tv nie ma nic ciekawego, a to co proponuje Netflix jakoś mnie nie przekonuje.. Albo już widziałam, albo same głupie.. Może dramat? Nieee, mam dość dram w domu. Sensacja? Ee, nie potrzebuje się jeszcze na wieczór denerwować, wolę się wyluzować. Zaczęłam więc przeglądać co by tu sobie włączyć i zainteresował mnie bardzo dział filmów dokumentalnych. Włączyłam film o wielorybnikach i .. przesiedziałam przed telewizorem 2 godziny!

Filmy, które mnie odstresowały

W samym sercu morza” to film o początkach XIXw., kiedy to faceci wypływali w kilkumiesięczne rejsy w poszukiwaniu wielorybów. A w zasadzie to ich tłuszczu, który potem był przerabiany na olej. Film to historia statku Essex, który został zaatakowany i zniszczony przez wielkiego wieloryba. Załoga z trudem walczyła o przeżycie dryfując w szalupach i niestety nie wszyscy szczęśliwie wrócili do domów. Patrząc na współczesny świat, to historia zupełnie z innej bajki i może dlatego tak mnie wciągnęła. Problemy tam pokazane totalnie odbiegały od tych, które mamy na co dzień. Jak film się skończył, to pomyślałam sobie, że żyjemy sobie jak żyjemy i często nie doceniamy tego, co mamy. Ciepłą wodę, pełną lodówkę, ciepłą kołdrę.. Tak niewiele, a tak wiele!

Innego wieczoru włączyłam film z 2014 roku, który pewnie wiele z Was już widziało. „Teoria wszystkiego” – film o Stephanie Hawking’s. Patrząc na jego życie nasuwały mi się podobne myśli jak po wcześniejszym filmie. Nie doceniamy tego co mamy – zdrowia! Pełnosprawności! Możliwości swobodnego przemieszczania się bez pomocy drugiej osoby! Film się skończył, a ja poszłam do pokoju syna, ucałowałam go w czółko i pomyślałam, że te jego złości i awantury kiedyś miną (mam nadzieję). Jasne, że kosztuje mnie to czasem sporo nerwów, ale on wciąż jest małym chłopcem i często po prostu sam nie wie czego chce. Przecież jego układ nerwowy nie funkcjonuje prawidłowo i powinnam mieć to zawsze na uwadze. Jest zdrowy, może biegać, skakać i się wygłupiać. A to jest przecież najważniejsze!

Ostatni film jaki oglądałam kilka dni temu to „Meru„, film o zdobyciu bardzo trudnego wierzchołka Meru, leżącego na wysokości 6310 mnpm w Himalajach. Nie kręci mnie chodzenie po górach, ale podziwiam tych, dla których jest to pasja. Ten film pokazuje, ile siły może dać człowiekowi pasja i chęć zdobycia postawionego sobie celu. Pokazuje ile warte jest zaufanie, partnerstwo, upór. I tak sobie myślałam po obejrzeniu tego filmu, że warto stawiać sobie w życiu cele, nawet takie małe. I dążyć do nich krok po kroku. Bo wtedy człowiek czuje, że żyje.

I tak mi się jeszcze na koniec przypomniało.. Kiedyś gdzieś przeczytałam lub usłyszałam, że ciągle mamy do siebie samych pretensje, że tego, czy tamtego nie zrobiliśmy. Ciągle się popędzamy, dopingujemy do robienia więcej i więcej. I potem mamy do siebie żal, że się nie wyrabiamy. A jak do tego dojdą dodatkowe stresy spowodowane nie takim jakbyśmy oczekiwali zachowaniem dziecka, to rosnący gul i podniesiony głos murowany!

Powinniśmy przerwać tę gonitwę i listę pretensji do siebie! A w zamian – przed snem pomyśleć o 3 rzeczach, które udało nam się tego dnia zrobić. Pamiętaj, nie ma ideałów i jak to mówią mądre kobiety w Internetach – jesteś najlepszą wersją samej siebie 🙂

I podobnie powinniśmy postępować z dziećmi. Nie strofować je ciągle za nieodniesienie talerza do zmywarki, nieposłanie łóżka, czy nieposprzątanie klocków z podłogi. Całując je wieczorem na dobranoc, powinniśmy je pochwalić przynajmniej za jedną rzecz, którą tego dnia zrobiły. To może być drobnostka. Samodzielne umycie zębów, odłożenie książki na półkę, wyrzucenie śmieci, czy zjedzenie całego obiadu. Doceniajmy drobne sukcesy, zamiast wyolbrzymiać małe porażki.

Ania
Aniahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 14-latka w okresie dojrzewania oraz trudny 6-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Powrót z Bambuko

Pamiętam jak mając 15, czy 16 lat poszłam na swój pierwszy koncert w życiu!...

Szybka logika – genialny dzieciak. Recenzja.

Jak już pewnie zauważyłaś, zawsze staram się wybierać dla Tobka gry, które oprócz dobrej...

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj