Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Metoda Montessori w domu

Metoda Montessori w domu, przedszkole Montessori, pomoce Montessori – to hasła, które co jakiś czas gdzieś słyszałam. Ale nie wchodziłam w temat głębiej. Wiedziałam tyle, że w przedszkolach Montessori dzieci częściej niż w państwowych placówkach wychodzą na spacery i w ramach zajęć tworzą coś z niczego. I najlepiej, żeby to było zrobione z przedmiotów naturalnych, znalezionych w lesie lub parku. Taka trochę eko-ideologia. Na tym moja wiedza o metodzie Montessori się kończyła.

I pewnie gdyby nie problemy sensoryczne Tobisia, to żyłabym dalej w takim przekonaniu. Ale odkąd postawiono mu diagnozę i odkąd zaczęłam więcej czytać o SI, to hasło Montessori coraz częściej się przewijało. Do tego terapeutka Tobka co jakiś czas powtarzała mi na zajęciach, że muszę obserwować syna, dostosowywać się do jego potrzeb i podążać za nim. Tak jak w metodzie Montessori. I za którymś razem stwierdziłam, że ok, muszę w końcu doczytać, o co tu chodzi. Może mi / nam to pomoże? Może powinnam bliżej przyjrzeć się temu tematowi i metoda Montessori w domu to coś, co powinnam wprowadzić?

Książka o metodzie Montessori

I wtedy jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki dostałam propozycję zrecenzowania książki „Montessori, Wychowanie dziecka w wieku 0 – 6 lat” Beatriz M.Munoz.

Montessori w domu, Beatriz M.Munoz

Myślałam, że z książki dowiem się na czym polega metoda Montessori i.. tyle. No może jeszcze po cichu liczyłam na jakieś złote rady. Ale nie oczekiwałam niczego więcej. A tym bardziej nie oczekiwałam, że ktoś wejdzie głęboko do mojej głowy i zrobi tam małą rewolucję!

Kim jest autorka?

Beatriz M.Munoz jest mamą 4 córek. W 2013 r. założyła blog Tigriteando, który w 2016 r. został uznany za najlepszy blog parentingowy na świecie! W między czasie zaczęła też prowadzić kursy i warsztaty dla rodziców, dla których metoda Montessori w domu miała być nowym rozdziałem w życiu. Ja akurat nie byłam tym zainteresowana. Chciałam po prostu dowiedzieć się, jak ta metoda łączy się z tematem integracji sensorycznej. I może dostać kilka dobrych rad.

O czym jest książka „Montessori, Wychowanie dzieci 0 – 6 lat” Beatriz. M. Munoz?

Montessori Beatriz M.Munoz Spis treści

Gdybym miała w jednym zdaniu powiedzieć, o czym jest książka to napisałabym, że jest o tym, jak wprowadzić metodę Montessori w domu.

Co mnie uderzyło na dzień dobry, to niespotykany dla mnie „ton” pisania książki. Nie wiem, czy to będzie dobre określenie na słowo pisane, ale jak dla mnie, autorka pisze „bardzo ciepło”. To nie jest poradnik, w którym ktoś z pozycji znawcy tematu – narzuca czytelnikowi sposób, w jaki ma myśleć i co ma robić. Czy jak ma postępować i jak żyć, aby realizować założenia metody Montessori. Beatriz M.Munoz oczywiście pisze jak np. powinien wyglądać pokój dziecka w zgodzie z tą metodą. Ale zaznacza przy każdej tego typu informacji, że jak nie masz możliwości do stworzenia takich warunków, to trudno. Świat będzie się dalej kręcił. A Ty poszukaj innego rozwiązania. Bo to nie jest tak, że jak nie możesz dostosować się w 100% do „wymagań” to powinnaś odpuścić.

Wśród swoich znajomych mam kumpelę, z którą rozmowa wpływa na mnie zawsze mega uspokajająco. Nawet jak opowiadamy sobie jakieś emocjonujące historie, narzekamy na dzieci, mężów i fatalną pogodę, to i tak jak wracam potem do domu to czuję się mega zrelaksowana. Tak samo działała na mnie w trakcie czytania książka Munoz! Czytałam i jakoś tak lekko i spokojnie robiło mi się na sercu. I co dla mnie najcenniejsze – słowa autorki sprawiały, że nagle okazało się, że mam w sobie trochę więcej cierpliwości niż się spodziewałam 🙂 Nawet mąż któregoś dnia zapytał mnie, co się stało, bo jakaś spokojniejsza jestem? I skąd mam tyle cierpliwości do naszego zbója, który od rana daje w kość, bo on (mąż) już wymiękł kilka razy, a ja stoję jak kamienny posąg i nawet mi powieka nie drgnie?

Montessori Beatriz M.Munoz

Dla kogo jest książka Beatriz M.Munoz?

Tej książki nie można traktować jedynie jako przewodnik po metodzie Montessori. To poradnik, który pokazuje rodzicom jak sobie radzić na co dzień w rodzicielstwie. I co robić, żeby wszystkim w domu żyło się dobrze. Autorka pokazuje, jak nie dać się zwariować, wyrzucić klosz, pod którym trzymamy dzieci i pozwolić im na samodzielność. Danie jej dziecku, to dla mnie największe wyzwanie! Jestem typem matki kwoki, która chciałaby ustrzec dzieci przed upadkiem, zabrać im kłody i inne przeszkody spod nóg. Która oczami wyobraźni widzi wszelkie możliwe upadki, zanim dziecko jeszcze wejdzie na schody, drzewo, czy kupę kamieni. No tak już mam.

Czytałam tę książkę i pomału docierało do mnie, że muszę z tą swoją wewnętrzną kwoką zawalczyć. Dać dzieciom, a zwłaszcza Tobkowi więcej swobody. Samodzielności. Pozwolić mu samemu się ubrać (a przynajmniej spróbować), posmarować sobie chleb masłem i nalać wody do kubka. Trudno, najwyżej rozleje. Założy spodnie tył do przodu. No cóż.. W końcu się nauczy! A skutkiem ubocznym jego nauki, będzie mniej do roboty dla mnie i więcej „czasu wolnego”.

Sugestie autorki

Munoz sugeruje też, aby nie zarzucać dzieci tonem plastikowych zabawek. Za to pokazać im, że z patyka i suchych jesiennych liści można zrobić coś fajnego. Uczy jak zaufać dzieciom i pozwolić im na rozwój w ich własnym tempie. Jak nie narzucać swojego zdania, sposobu, tylko podążać za potrzebami dziecka. Dokładnie tak, jak zaleca nasza terapeutka integracji sensorycznej. Jak pisze Munoz – rolą rodziców nie jest rozkazywanie, a prowadzenie. Nie kierowanie, a ułatwianie. Nie ratowanie, ale pomaganie, nie mówienie, a zadawanie pytań.

Książka Montessori, wychowanie dzieci w wieku 0-6 lat, Beatriz M.Munoz

Jeśli obserwujesz mój profil na instagramie lub fanpage’u to zauważyłaś, że w ostatnim czasie pojawiło się tam sporo cytatów z tej książki. Od wstępu czytałam ją z ołówkiem w ręku i co chwilę coś zakreślałam myśląc sobie „O to to!”. Bywało, że po przeczytaniu kilku stron musiałam przerwać, żeby sobie poukładać w głowie to, o czym na tych kilku kartkach pisała autorka. A pisała na przykład o tym, że w chaosie naprawdę można odnaleźć spokój, piękno i zabawę. I że gniew i wyniosłość można zastąpić cierpliwością. I co chyba dla mnie było najważniejsze – to stwierdzenie, że stawianie siebie na pierwszym miejscu wcale nie jest oznaką egoizmu. Bo najpierw trzeba zadbać o siebie, aby móc zadbać o innych! To jest niby tak oczywiste, a dla mnie było to tak.. zaskakujące? Hm, sama nie wiem jakiego słowa powinnam tu użyć..

Moje dzieciństwo było inne..

Wychowywana byłam zupełnie inaczej! Moja mama bardzo długo nie pracowała i zajmowała się domem i nami – mną i moją o 2 lata starszą siostrą. Do pracy wróciła, gdy ja byłam chyba w 3 lub 4 klasie podstawówki. Rodzice poświęcali nam dużo czasu i uwagi. Jeszcze w przedszkolu mama zapisała nas do zespołu pieśni i tańca, potem na tenis. Dziś zajęcia pozalekcyjne dla dzieci to norma. Te 30 lat temu normą było siedzenie pod blokiem, granie w gumę albo po prostu siedzenie i gadanie.

Mama nas odbierała ze szkoły, zawoziła na zajęcia, przywoziła do domu. W weekendy jak tylko pogoda na to pozwalała, wyjeżdżaliśmy do lasu, nad rzekę albo na spacer za miasto. Nie przypominam sobie, żeby rodzice narzekali, że są zmęczeni, że potrzebują poleżeć na kanapie, pogapić się w telewizor i odpocząć. Pakowaliśmy „kosz piknikowy” i jechaliśmy gdzieś na cały dzień.

Dziś jak spojrzę na swoje dzieciństwo to widzę, że rodzice na pierwszym miejscu stawiali nas. Zwłaszcza mama. Sama wychowywała się w rozbitej rodzinie, bez ojca. Jej mama, aby utrzymać 3 osobową rodzinę brała dodatkowe dyżury jako pielęgniarka. Moją mamę i jej brata wychowywała w zasadzie babcia. I chyba mama chciała dla nas lepszego dzieciństwa. Tak sobie myślę. Pamiętam, że często najpierw kupowała coś nam, a dopiero potem myślała o sobie. I gdy sama zostałam mamą, takie podejście było dla mnie naturalne.

Montessori w domu, książka

O tym powinna pamiętać każda mama

I jak teraz sobie o tym myślę, to widzę, że w wielu sytuacjach czułam się z tym niekomfortowo. Ale będąc przekonana, że „tak trzeba„, zaciskałam zęby i szłam dalej.. I choć to może wydawać się dziwne, dopiero czytając słowa Beatriz M.Munoz zrozumiałam, że to podejście wcale nie jest właściwe! Że oczywiście dzieci są ważne i ich potrzeby też, i że za tymi potrzebami warto podążać. Ale nie można przy tym zapominać o sobie! „Dbaj o siebie i nie zapominaj, że jeśli nie dbasz o siebie, nie możesz zadbać o innych. (…) Złe dni miną, nie musisz sięgać po wszystko pozwól sobie być człowiekiem.” – pisze autorka.

Wypisałam sobie wiele cytatów z książki i zaglądam do nich w „gorszych momentach”. Tobiasz jest trudnym dzieckiem, bardzo upartym. Gdy się za bardzo nakręci, to trudno go zatrzymać, przekierować na inną aktywność. Jest ciekawski, lubi robić to, czego mu zabraniamy jak np. wkładanie śrubokręta do kontaktu albo dotykanie gorącego garnka na kuchence. Muszę mieć ciągle na niego oko, żeby nie zrobił sobie krzywdy przez swoją ciekawość. Czasem opadają mi już ręce, a od tłumaczenia 15 razy tego samego aż dym wylatuje uszami. I wtedy przypominam sobie słowa Beatriz…

Metoda Montessori w domu

Moje ulubione cytaty Beatriz M.Munoz

Mam ich zaznaczonych w książce lub wypisanych w kalendarzu naprawdę sporo! Jedne dotyczą dzieci i bycia rodzicem, drugie dotyczą życia. I jedne i drugie sprawiły, że trochę poprzestawiałam swoje myślenie. I zaczęłam lepiej rozumieć swojego małego zbója. A to z kolei sprawiło, że nagle okazało się, że mam w sobie więcej cierpliwości niż mi się wydawało 🙂

Płacz, krzyk i destrukcyjne zachowanie są wyrazem tego samego pragnienia i musimy je interpretować jako: „Potrzebuję pomocy, nie umiem tego zrobić sam”.*

Dzieci nie prowokują nas, tylko chcą nas cały czas zadowalać. Zachowując się destrukcyjnie, dają nam tylko znać, że mają nierozwiązany problem, czują się zniechęcone i muszą podjąć działania, aby ponownie nawiązać z nami kontakt.

Wychowanie dzieci opiera się na zaufaniu do nich, nawet jeśli robią rzeczy, które kolidują z tym, co my sami myślimy.”

Zawsze warto pamiętać, że my, dorośli, skupiamy się na wyniku, a dzieci na procesie.”

Oddychaj teraz, matką lub ojcem będziesz przez całe życie”.

Czy metoda Montessori w domu jest dla każdego?

Metoda Montessori w domu nie jest trudna do zastosowania. Jeśli nie wiesz tak jak ja, o co w niej chodzi, to po przeczytaniu tej książki nie będzie to już dla Ciebie tajemnicą. Beatriz M.Munoz tłumaczy na czym polega metoda, jak dostosować dom do jej zaleceń i skąd w ogóle się wzięła. Obala też mity z nią związane i podpowiada różnego rodzaju rozwiązania. Ale momentami miałam wrażenie, że to takie trochę utopijne podejście do wychowania dzieci. Czytałam to wszystko i tak sobie myślałam, patrząc na to, jak zachowuje się moja 11-letnia córka, mój prawie 3-letni syn i inne dzieci w koło.

Czy spacer do lasu, babranie się w błocie i pisanie palcem po piasku będzie dla dzisiejszych dzieci bardziej ciekawe niż gra na tablecie i konsoli? Czy liczenie szyszek w lesie i aut na ulicy będzie ciekawsze niż nauka matematyki przy użyciu najnowszej aplikacji na telefonie mamy? Trudne czasy mamy i wiele zależy tu od rodziców, od ich wiedzy i chęci do spędzania czasu z dziećmi. Ale ten temat zostawiam sobie na kolejny wpis…

Czuję niedosyt

Czytając książkę miałam w kilku momentach ochotę podyskutować z autorką. Powiedzieć jej, że nie zgadzam się. Że z mojego doświadczenia jako mamy to się nie uda, tak się nie da, moje dzieci w to „nie wejdą”. Albo dopytać o szczegóły. I podziękować jej za to, że pomogła mi spojrzeć na moje dzieci, a zwłaszcza na Tobka z innej strony. Przypomniała mi, że jego zachowanie nie jest wynikiem złośliwości, a jedynie chęcią pokazania mi, że ma z czymś problem. Że spowodowała, że wiele razy, gdy miałam już ochotę krzyknąć z nerwów, to brałam głęboki wdech i jednak głosu nie podnosiłam. Bo jak wiadomo złe emocje matki, udzielają się dziecku, o czym autorka też wspominała nie raz.

Książka dała mi na pewno dużo do myślenia i pomogła zmienić myślenie na niektórych polach. Ale nie przekonała mnie, że metoda Montessori w domu to coś dla mnie. Na pewno niektóre rady autorki będę wcielać w życie. Niektóre nawet już wprowadziłam! Ale chyba nie czuję się gotowa i przekonana, aby przejść w 100% na tę metodę.

A jeśli potrzebujesz jeszcze pomocy i wskazówek odnośnie wychowania i zachowania Twojego dziecka, to koniecznie przeczytaj ten wpis. Książką, o której tam pisze powinna być wręczana każdej mamie przy wyjściu ze szpitala. Tak na wszelki wypadek 🙂

  • Cytaty pochodzą z książki Munoz M. Beatriz, „Montessori Wychowanie dziecka w wieku 0-6 lat”, wyd. SamoSedno, Warszawa, 2021.

Książkę Beatriz M.Munoz „Montessori Wychowanie dziecka w wieku 0-6 lat” kupicie m.in. przez Ceneo lub na allegro.

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj