Dziś będzie krótko i na temat! Jeśli masz nieco „trudniejsze” dziecko niż to książkowe, to zachęcam Cię do czytania dalej. A jeśli Twoje dziecko nie sprawia Ci ŻADNYCH problemów, to możesz zamknąć tę stronę i przejść dalej do przeglądania fejsa.
Zrozumieć sygnały sensoryczne dziecka
Jak być może wiesz z wcześniejszych moich wpisów, mój 2,5-latek ma zaburzenia integracji sensorycznej. Chodzimy na terapię, ale trwa ona zaledwie 45 minut, raz w tygodniu i to niestety jest za mało! Dlatego też staram się poszerzać swoją wiedzę w tym temacie i wymyślać mu w domu takie zabawy, które pomogą mu pokonywać kolejne bariery „sensoryczne”. W trakcie terapii nie za bardzo mam czas na dłuższą rozmowę z terapeutką. Szukam więc książek, z których mogłabym się dowiedzieć, co też siedzi w głowie mojego małego zbója, żeby go lepiej zrozumieć. I tak wpadłam na książkę „Zrozumieć sygnały sensoryczne dziecka„.
Z opisu wynikało, że autorka podpowiada jak poradzić sobie z konkretnymi zachowaniami dziecka. W pierwszej chwili pomyślałam, że to pewnie będzie kolejna pozycja, w której 2/3 zajmować będzie teoria na temat zaburzeń SI, a w 1/3 znajdę to, czego szukam. Ale dobre i 1/3. Książkę zamówiłam i jak tylko do mnie przyszła, to już wiedziałam, że to był strzał w dziesiątkę!
Mamy tu bardzo króciutki wstęp. A potem… samo mięsko! Konkrety! Bez zbędnych, encyklopedycznych definicji, bez wyników badań naukowych. Mamy za to opis problemu / sytuacji, wyjaśnienie sensoryczne i porady. Czyli to, czego my, rodzice potrzebujemy i często błądzimy po omacku. Albo wręcz nie mając odpowiedniej wiedzy (bo niby skąd?) nieświadomie robimy coś, co dziecku nie pomaga i wpędza w jeszcze większy szał. Autorka przedstawia 215 zagadnień (serio aż tyle! specjalnie policzyłam 🙂 i tłumaczy jak człowiek człowiekowi, a nie naukowiec naukowcowi co robić, żeby pomóc dziecku w konkretnej sytuacji.
Co znajdziesz w książce?
Gdy wrzuciłam zdjęcie spisu treści na fb – dostałam mnóstwo pytań o to, co to za książka. A po 2 dniach pojawiły się pytania, gdzie ją można kupić, bo z tych najbardziej znanych księgarń internetowych książka zniknęła!
Na końcu mamy coś na kształt „teorii”, choć to słowo nie do końca odzwierciedla to, o czym pisze autorka. Jest to raczej integracja sensoryczna w bardzo małej, ale konkretnej pigułce. Autorka daje tu ogólne, ale bardzo ważne rady rodzicom. M.in. przypomina to, o czym chyba każdy z nas wie, ale w niektórych sytuacjach, jak ma się już pod korek wszystkiego – zapominamy. A chodzi o to, że dzieci nie są z natury złe, złośliwe, czy niegrzeczne. One po prostu pragną być akceptowane i kochane. Albo nie potrafią poradzić sobie z własnymi emocjami i tym, co targa nimi od środka. Więc zanim podniesiesz następnym razem na dziecko głos, zastanów się co może się dziać w jego małym ciałku? Jakie zmysły są odpowiedzialne za takie zachowanie? I z czym tak naprawdę ma lub może mieć problem dziecko, że zachowuje się tak, a nie inaczej?
Co mi dała ta książka?
Znalazłam w niej podpowiedzi co robić, żeby Tobek nie wyżywał się na psie. Tłumaczenia, że psa się nie kopie i nie bije, nie pomagały. Nie ważne, czy było to mówione spokojnym, czy podniesionym głosem. Nadmierne zajmowanie się psem też nie przynosiło rezultatów. Tobek owszem, poczęstował psa jakimś smakołykiem, pogłaskał. A za 15 minut przechodząc obok psa, wymierzał mu kopniaka. Tak po prostu. Albo tak mocno go przytulał, że pies piszczał.
Niektóre problemy sensoryczne Tobiasza
W książce jest takie zagadnienie poruszone. Co robić, gdy podczas zabawy dziecko krzywdzi inne osoby lub zwierzęta? Autorka sugeruje, że może mieć to związek z podwrażliwością na bodźce proprioceptywne. Chodzi o to, że dziecko nie potrafi wyczuć z jaką siłą naciska. A użycie nadmiernej siły, pomaga mu poczuć docierające do niego proprioceptywne bodźce i przez to wspomaga jego samoregulację.
Co autorka proponuje w takiej sytuacji robić? M.in. to, aby zachęcać dziecko do „ciężkiej pracy” z użyciem mięśni ramion i rąk. Do zwisów na drabince, zabawy w „taczki”, na trampolinie, na piłce do skakania z rogami. Do zrobienia dziecku w domu toru przeszkód wymagającego od mięśni dziecka nieco wysiłku. Autorka sugeruje też, aby zapewnić dziecku koc obciążeniowy, beczkę lub tunel sensoryczny (taki tunel kupisz np TU, a kołderkę TU).
O czym świadczy ciągłe kręcenie się wokół własnego ciała?
Tobkowi też zdarzało się czasem tak, że kręcił się wokół własnej osi i nie chciał przestać. Śmiał się przy tym i nawet podobało mu się to, że w końcu się przewracał. Czasem dawał się namówić, aby pokręcić się w drugą stronę, ale bardzo często chciał kręcić się tylko w jedną. Trochę mi się to wydawało podejrzane, ale że nie zdarzało się to zbyt często to jakoś nie przejęłam się tym zbytnio.
Tu autorka pisze, aby nie pozwalać dziecku na takie długie kręcenie się, nawet gdy mówi, że to lubi i gdy nie jest mu potem niedobrze. Ma to bardzo negatywny wpływ na mózg! Taka potrzeba wynika u dziecka z podwrażliwości na bodźce przedsionkowe. Chodzi o to, że mózg dziecka potrzebuje codziennie odpowiedniej ilości bodźców przedsionkowych, aby regulować i utrzymywać stan gotowości do funkcjonowania. Jeśli dziecko nie rejestruje tych bodźców, to będzie samo je poszukiwało za pomocą „energicznych sposobów”, tak aby mózg je poczuł.
Jako poradę Angie Voss również sugeruje zabawę na piłce do skakania z rogami, skakanie z trampoliny na miękkie podłoże, zachęcanie dziecka do zwisania głową w dół z drabinek (pamiętacie takie zabawy na trzepaku? :). Huśtanie się w różnych pozycjach i w różne strony też ma w tym przypadku pozytywne znaczenie. Zerknij na mój wpis o zabawkach sensorycznych, tam polecałam m.n. kokony i drabinki sznurkowe do wspinania.
Nawet nie przypuszczałam ile zachowań Tobka ma swoje podłoże w zaburzeniach integracji sensorycznej! Dopiero ta książka uświadomiła mi, że codzienny płacz i smuteczek Tobka przy porannym zostawianiu w żłobku może wynikać właśnie z objawów sensorycznych! Jak pisze autorka – zostawienie dziecka w szkole, czy przedszkolu to „sytuacja przejścia”. Dziecko zostaje pozbawione komfortu bycia z rodzicem, w domu, czyli miejscu, które dobrze zna i jest „przewidywalne”. I przechodzi do miejsca pełnego nieprzewidzianych bodźców sensorycznych, jakim jest szkoła, przedszkole, czy żłobek. I hm, delikatnie mówiąc „ciężkie przeżywanie” takich chwil bardzo często dotyczy właśnie dzieci z zaburzeniami integracji sensorycznej! Mówiłam o tym terapeutce i pani psycholog, i zastanawiam się, dlaczego nikt mi tego wcześniej nie powiedział?
Wyciszenie układu nerwowego
Tobiasz lubi też nadeptywać lub wręcz przejść się po przedmiotach, zabawkach, które leżą na podłodze. Myślałam, że to się wiąże z jego charakterem, czyli „idę jak taran, nie biorę jeńców”. I tu znowu autorka mnie uświadomiła, że takie deptanie po przedmiotach wiąże się z dostarczaniem głębokiego nacisku i bodźców dotykowych! I że może to działać na dziecko uspokajająco i wyciszać układ nerwowy. Chyba w życiu bym takiego zachowania tak nie zinterpretowała!
Komu przyda się książka „Zrozumieć sygnały sensoryczne dziecka”?
Takich „odkryć” w tej książce mam mnóstwo! Jakbym miała je wszystkie przytoczyć, to z tego wpisu mogłaby powstać książka! I myślę, że nie tylko rodzice dzieci z zaburzeniami integracji sensorycznej znajdą tutaj cenne wskazówki. Każde dziecko do prawidłowego rozwoju potrzebuje odpowiedniej stymulacji. Są dzieci, które nie mają zaburzeń. A bez przerwy strzelają długopisem, obgryzają paznokcie, boją się zwierząt, czy śpią w łóżku pełnym przytulanek. Warto wiedzieć, skąd u niego taka, a nie inna potrzeba. Bo może wystarczy niewielka zmiana w rytmie dnia albo wprowadzenie jakiejś zabawy, żeby odpowiednio dostymulować dziecko.
Jeśli Twoje dziecko rozwija się książkowo i nie masz z nim większych problemów, nie kupuj tej książki. Nie przyda Ci się. Lepiej przeznacz te pieniądze na klocki.
A jeśli wydaje Ci się, że to jest to, czego potrzebujesz, to koniecznie daj mi później znać z jakim problemem się borykaliście i czy sugestie z książki Wam pomogły.
Książkę „Zrozumieć sygnały sensoryczne dziecka” Angie Voss kupicie m.in. na allegro.