Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Kłopotliwe zachowania dzieci – dla kogo jest ta książka?

Wpadła mi do ręki w bibliotece książka „Kłopotliwe zachowania dzieci” Justyny Korzeniewskiej, a że jej nie znałam i nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, to postanowiłam ją przeczytać. Mój 5-latek miewa lepsze i gorsze momenty, moja 13-latka również, więc wszystkie dobre rady w temacie wychowania przyjmuję chętnie. Tytuł mnie zachęcił, do tego książka „chuda” (jedynie 126 stron) – wzięłam!

Nie wrzucę Wam zdjęcia spisu treści, ani środka książki, ponieważ już na pierwszej stronie wydawnictwo RM (Read Me – też nie znałam wcześniej) ostrzega, że żadna część książki nie może być powielana, rozpowszechniana, nagrywana, ani udostępniana bez pisemnej zgody wydawcy. Zostaje mi więc tylko jej streszczenie i wyrażenie własnej opinii na jej temat, bo tego wydawnictwo nie zabrania.

Polecić, czy nie?

Po przeczytaniu pierwszego rozdziału byłam pewna, że książki nie polecę! Po przeczytaniu kolejnych trochę zaczęłam się wahać. A w połowie – ku swojemu zdziwieniu stwierdziłam, że książka jednak jest warta poświęcenia kilku wieczorów. Autorka pisze prostym językiem i czyta się ją szybko. Jej przeczytanie zajęło mi dokładnie 3 wieczory. Po każdym rozdziale jest małe podsumowanie, tabelka z „zyskami i stratami” dziecka wynikającymi z określonych zachowań z danej tematyki oraz pytania do rodziców.

Temat pierwszy – sen dziecka

Na początku przeczytamy w książce porady dla rodziców małych dzieci i niemowląt. Czyli jakby już nie mój etap. Ale przechodziłam dwukrotnie przez usypianie, odpieluchowanie i karmienie dzieci, więc coś o tym wiem. Psychologiem nie jestem, jest nim autorka. Jestem za to mamą dwójki, która przez wszystkie te etapy przechodziła inaczej. Przy Poli nie było z niczym problemów, przy Tobku – problemy były ze wszystkim. ALE! Gdy Pola była mała i chcieliśmy ją „wyprowadzić” z sypialni i nauczyć spać we własnym pokoju, przeczytałam gdzieś, że najlepiej zastosować wtedy metodę 3-5-7. Jeśli jej nie znasz, to już tłumaczę. Jest to metoda doktora Richarda Ferbera, która polega na zostawieniu dziecka samego w łóżeczku na 3, potem na 5, a potem na 7 minut. Nie ważne, czy dziecko płacze, wydziera się, czy woła mamę lub tatę – nie wolno w tym „wyznaczonym” czasie wejść do dziecka do pokoju. Ma być samo i ma nauczyć się samo zasypiać. Przyznam się, że spróbowałam tej metody przy Poli, choć czułam wewnętrznie, że coś tu jest nie-halo. Ale pisali tak w mądrych książkach i na mądrych stronach, więc jako naiwna matka – uwierzyłam, że to „dobra metoda”.

Pamiętam nawet jak byliśmy z Polą na spotkaniu dla rodziców organizowanym przez znaną markę pieluch, i tam pani psycholog, którą później wielokrotnie widywałam w telewizji śniadaniowej – również mówiła o tej metodzie. I opowiadała, że ona stosując tę metodę, aby nie słyszeć płaczu i wrzasków swojego dziecka, szła w tym czasie do kuchni, puszczała wodę i myła naczynia! Dziś mając trochę większą wiedzę o budowie mózgu dzieci, ich rozwoju emocjonalnym i psychice, wiem, że ta metoda powinna być absolutnie zabroniona i wykreślona korektorem ze wszystkich poradników dla rodziców! Że zostawienie dziecka samego w pokoju „aby się wypłakało” jest okrucieństwem! Rodzic powinien zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa, a nie wywoływać w nim strach!

Zresztą to jest niebezpieczne! Pamiętam jak Tobiasz do drugiego roku życia potrafił wybudzić się w nocy z płaczem, rzucał się wtedy po łóżeczku, uderzał głową w szczebelki, próbował wyjść z łóżeczka.. To był koszmarny dla mnie czas, w którym niestety trudno było znaleźć mi gdzieś pomoc. Dopiero wizyta u terapeutki SI rozjaśniła mi sytuację i pokazała gdzie szukać pomocy i co robić!

Ta metoda jest dla mnie niezrozumiała z jednego, podstawowego powodu.. Skoro w ciągu dnia, gdy dziecko płacze bierzemy je na ręce, aby przytulić i uspokoić, to dlaczego nagle wieczorem mamy postępować inaczej? Gdzie tu logika?

Zdziwiła mnie też sugestia autorki książki, aby przerywać dziecku drzemkę w ciągu dnia, jeśli jej godzina nie pokrywa się ze stałym rytmem dnia. Serio?

Kolejny temat – jedzenie!

Hm, tym rozdziałem autorka też mnie nie porwała, wręcz zniechęciła do dalszego czytania. Skupiła się tu na fakcie, że dzieci grymasząc przy jedzeniu domagają się jedynie uwagi rodzica. Z kolei rodzic, widząc i słysząc niechęć do jedzenia u dziecka, odbiera to jako „odrzucenie uczuć”. Ciężko mi było przebrnąć przez ten rozdział, bo zupełnie nie odnajdywałam w nim swoich doświadczeń. Ale być może jeśli jesteś rodzicem, który biega za dzieckiem z łyżką zupy po całym mieszkaniu w imię „No zjedz, jedna łyżeczka za mamusię, a druga za tatusia” albo „No zjedz, bo będzie mi przykro!” to znajdziesz tu dla siebie cenne wskazówki.

Jak się zabrać za odpieluchowanie?

To kolejny temat tego poradnika. I kolejny, który nie za specjalnie mnie porwał. Być może ta tematyka nie zaciekawiła mnie, bo mam ten etap już dawno za sobą? Ale jeśli odpieluchowanie jest przed Tobą, to myślę, że znajdziesz tu kilka cennych wskazówek jak na przykład to, aby dobrać rozmiar i wielkość nocniczka do wieku i wagi dziecka. Jedyne co ja „wyciągnęłam” z tego rozdziału to pomysł na nagrodę za „załatwienie się do nocnika”. Czyli zabawa pianą lub puszczanie baniek mydlanych, na co akurat nie wpadłam.

Na szczęście dalsza część książki była już ciekawsza. Znalazł się tu rozdział o relacjach – tych między dziećmi i rodzicami, między rodzeństwem oraz między dzieckiem i rówieśnikami. Znalazłam tu parę rad, o których kiedyś gdzieś tam czytałam, ale już zapomniałam. Jak chociażby to, że małe dziecko (jak na przykład mój 5-latek) nie zna poczucia czasu. Nie rozumie różnicy między hasłem „10 minut”, a „pół godziny”. Dlatego zamiast podawać dziecku przedział czasowy, warto powiedzieć „idziemy się kąpać jak skończysz oglądać bajkę„, „możesz jeszcze zjechać ze zjeżdżalni 2 razy, a potem wychodzimy do domu„.

Jestem z tych, którzy nie lubią czekać i chcą jak najszybciej wszystko zrobić. Dlatego często, zupełnie nieświadomie wyręczam dzieci w różnych błahych sprawach. Staram się z tym walczyć i tego pilnować, ale czasem się zapominam. I na przykład odpowiadam za dzieci, gdy ktoś je o coś pyta nie dając im czasu na zastanowienie się… „Jak masz na imię?„, „Czy to Twoje autko?„.. Bo szybko, bo musimy iść dalej, bo… A powinno się dać dziecku zadecydować, czy chce odpowiedzieć, jak chce odpowiedzieć, czy chce komuś coś pokazać, czy nie. Daje to dziecko poczucie ważności i pozwala stać się bardziej samodzielnym!

W jednym z rozdziałów autorka porusza też temat, który jest mi akurat bardzo bliski, a mianowicie wyrażanie siebie poprzez strój i fryzurę. Przerabiamy to aktualnie od jakiegoś czasu z naszą 13-latką! Przyznam się, że jej ubiór, czy makijaż nie zawsze mi się podoba. Czasem mamy z tego powodu spięcia. Dopiero słowa autorki o tym, że nastolatki szukają siebie, zastanawiają się nad sobą i światem i próbują to wyrazić na różne sposoby m.in. poprzez swój strój spowodowała, że trochę inaczej spojrzałam na swoją córkę. Pojawił się tu też temat ubierania się na różne okazje. Dla nas, dorosłych oczywistym jest, że na kolację wigilijną, czy urodzinowy obiad u babci Krysi należy ubrać się elegancko. I przyjmujemy, że jest to oczywiste również dla dzieci, a wcale tak nie musi być! To, że nastolatek ubrał się w dres nie oznacza braku szacunku do babci, czy cioci. Dla niego jest to przede wszystkim strój wygodny i odpowiedni dla jego „subkultury”. W takiej sytuacji wypadałoby odbyć rozmowę uświadamiającą znaczenie stroju, bez robienia dziecku awantury, która dla niego będzie zapewne „awanturą bez powodu”.

Inną „ciekawostką”, którą wyczytałam w książce Justyny Korzeniewskiej jest opcja „kochać – nie lubić„. Taki w sumie paradoks, prawda? Ale jak się głębiej nad tym zastanowiłam, to uznałam, że ma to sens! Chodzi tu o to, aby zaakceptować fakt, że dziecko – nastolatek kocha nas mimo tego, że nie podoba mu się nasz styl ubierania się, czy muzyka, której słuchamy. Z jednej strony kocha, a z drugiej – nie lubi, bo to dla niego inny świat.

Z książki dowiedziałam się jeszcze jednej ciekawej rzeczy. To, że nastolatki mają problem z kontrolą czasu nie jest dla mnie niczym nowym. ALE! Nie zdawałam sobie sprawy, że umysł nastolatka działa w ten sposób, że jeśli ma on do wykonania jakiś obowiązek, na przykład odrobić lekcje, to chociaż będzie przez pół dnia oglądać seriale w tv, a w głowie jednak gdzieś tam będzie siedział ten „obowiązek” to dziecko będzie traktowało ten czas jako element pracy. Tzn. czas poświęcony na myślenie o wykonaniu obowiązku, będzie traktowało jako wykonanie obowiązku. Czyli trochę sfera „marzeń” miesza się z rzeczywistością. Niby jest to abstrakcja, ale jak sięgnę pamięcią wstecz i przeanalizuje niektóre nasze domowe sytuacje, to widzę, że nasza córka faktycznie tak się zachowywała!

Autorka podpowiada co zrobić i jak pomóc dziecku w organizacji czasu, żeby to miało przysłowiowe ręce i nogi przynosiło oczekiwane efekty. I muszę przyznać, że jej rady mają sens!

W książce przy niektórych rozdziałach autorka umieściła w ramkach anegdoty z życia wzięte. Niektóre nawet zabawne 🙂 Najbardziej zapadła mi w pamięci ta, o „własności”, czyli co odpowiedzieć dziecku, gdy ono rzuci do nas „Nie jestem Twoją własnością!„.

„Nie jestem Twoją własnością!” Jak z tego wybrnąć?

Muszę przyznać, że autorka zrobiła to po mistrzowsku. Na takie hasło, sugeruje odpowiedzieć dziecku, że to prawda, dziecko nie jest naszą własnością. Swoich spodni nie pytamy jak się dzisiaj czują, tylko je ubieramy. Podobnie z telefonem – nie pytamy jak się ma, tylko ładujemy go, a potem bierzemy do ręki i dzwonimy gdzie potrzebujemy. A jeśli pytamy dziecka co by zjadło na obiad, czy jak się czuje – to znaczy, że nie jest naszą własnością, tylko osobą, którą kochamy, o której bezpieczeństwo dbamy i jeśli jej coś nakazujemy lub zabraniamy to jedynie ze względu na jej dobro i fakt, że się o nią troszczymy. Piękne, prawda?

„Ale ja chcę!”

Podobnie autorka rozprawiła się z ulubionym powiedzeniem dzieci, zwłaszcza w sklepie – „Ja chcę!”. Ale co to znaczy chcę? Jakiego koloru jest chcę? Czy chcę jest duże? Czy zmieści się do Twojego plecaka? 😀

Podsumowanie

Szczerze mówiąc, po przeczytaniu pierwszego rozdziału odłożyłam książkę na stół. Sięgnęłam do internetu, wyguglałam kim jest autorka (psychologiem dziecięcym) i przeczytałam opinie o książce na stronie jednej z popularnych księgarni. Opinie były raczej pozytywne, co mnie zdziwiło, bo po pierwszym rozdziale uznałam, że ta książka to porażka! .. Ale skoro tyle osób wyraziło się o niej pozytywnie, to postanowiłam dać jej drugą szansę. I muszę przyznać, że bardzo się z tego cieszę! Pierwsza część, ta skierowana raczej do rodziców małych dzieci jest dla mnie na minus. Ale cała reszta, na plus.

Książka została wydana w 2013 r., więc trochę temu. Jeśli dodam do tego fakt, że sama 13 lat temu próbowałam zastosować metodę 3-5-7, a dziś bym tego nie powtórzyła, świadczy o tym, jak szybko zmienia się wiedza na temat psychiki dziecka i nasza świadomość w tym temacie. Być może autorka też by dziś tej metody nie poleciła? Dlatego mimo początkowej niechęci, książkę mogę polecić, zwłaszcza rodzicom dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym. Nie znajdziecie tu co prawda złotej rady, która sprawi, że Wasze dziecko od dziś będzie chodzącym ideałem. Ale pomoże Wam spojrzeć na nie nieco inaczej. Otworzy Wam oczy. Pokaże, że dziecko patrzy inaczej. Że nie ma tyle doświadczenia co my, nie ma takiej wyobraźni jak my i nie wynika to z faktu, że jest „niedobre”, rozpuszczone, czy złośliwe. Wynika to tylko, albo aż z faktu, że jego mózg na danym etapie wiekowym jest rozwinięty tak, a nie inaczej!

Mi ta książka dałą trochę więcej „luzu”, spokoju i zrozumienia. Niby wiele z tego wiedziałam wcześniej, ale wiecie jak to jest.. Coś się wie w teorii, a potem przychodzi prawidziwe życie, czasem emocje, zmęczenie biorą górę i wychodzi z tego nie potrzebna awantura, krzyki, nerwowa atmosfera. A jak człowiek sobie uświadomi skąd u dziecka taka, a nie inna reakcja, że dziecko ma prawo do takiego, czy innego zachowania, to jakoś te nerwy uchodza bokiem, człowiek bierze głęboki wdech, wydech, spuszcza ręce i spokojnie prowadzi rozmowę z dzieckiem 🙂

Książkę „Kłopotliwe zachowania dzieci” można kupić na allegro.

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj