Nowe obostrzenia w związku z covid zawładnęły social mediami. Gdzie nie spojrzę tam widzę „Klasy 1-3 wracają na zdalne – jestem załamana!” „Znowu nauka w domu, masakra!” „1-3 przechodzą na naukę zdalną, jessu, jak ja to ogarnę?” „Znowu będę mieć dzieci w domu cały dzień, koszmar!„
I tak sobie myślę – oczywiście, że jest to utrudnienie dla rodziców. I to nie tylko tych co pracują zdalnie, ale zwłaszcza dla tych co pracują normalnie. Bo jak tu nagle zorganizować dzieciom opiekę w domu i to jeszcze taką, która z nimi lekcje odrobi? Przecież nie każda babcia ogarnia Teamsy. Ja naprawdę rozumiem ich ból.
Nauczanie zdalne w 5 klasie wygląda tak:
Moja starsza córka, 5-klasistka siedzi na zdalnym nauczaniu od października. Nad starszymi dziećmi nikt nie ubolewa. Córka siada do laptopa o 9:30 i kończy 15:30. A czasem i dłużej. Przez te kilka godzin SIEDZI! Bo nawet jak ma przerwę, czy nie ma którejś lekcji, to siedzi i gada na chacie z koleżankami. Albo kończy zadania. W szkole co 45 minut musiała wstać, zabrać plecak i zmienić salę. RUSZYĆ SIĘ! Miała normalny w-f! Teraz pan od w-f’u wysyła im karty aktywności do wypełnienia, bo twierdzi, że nie da się przeprowadzić zajęć sportowych na Teamsach.
Całe szczęście, że Pola ma 3 x w tygodniu siatkówkę. Czyli po pierwsze – musi wyjść z domu! Po drugie – może spotkać się z rówieśnikami twarzą w twarz, pogadać, powygłupiać się w szatni. Po trzecie – ma trochę ruchu. Ale jakby nie patrzeć, prawie 6 miesięcy spędziła na „nauce” zdalnej. Napisałam to świadomie w cudzysłowie, bo jak patrzę na to co robią na lekcjach, to jednak daleko tym lekcjom do klasycznej nauki w szkole. I nie mam tu pretensji do nauczycieli, bo oni w większości starają się jak mogą. Ale jednak trudno dzieciom coś wytłumaczyć, zareagować na wszystkie komentarze, kiedy nawet nie wiadomo kto zadał pytanie? Wszyscy się starają, ale wiadomo, że to nie to samo co nauka w szkole. Ech, ten covid..
Zawsze mogło być gorzej
Ale tak sobie myślę, że i tak nie jest źle. Zawsze mogło być gorzej! Zastanawiałaś się kiedyś, co by było, gdyby taki koronawirus pojawił się 20 lat temu? Albo 30? W dobie „przed Internetem”? 30 lat temu byłam w 6 klasie. Miałam już komputer, ale nie było to coś powszechnego. Mój tata miał własną firmę, mama też, co pozwalało nam na życie nieco ponad stan jak na tamte czasy. Ale o Internecie nawet nam się nie śniło! Tak samo jak o telefonach komórkowych! Telefon stacjonarny miał prawie każdy w domu. Ale używając go, płaciło się za każdą rozmowę. Nie było abonamentów. Po prostu im więcej gadałaś, tym więcej płaciłaś.
Jak wtedy miałoby niby wyglądać zdalne nauczanie?
Covid 30 lat temu
Jedynym narzędziem nauczyciela mogły być kserówki. Ale jak niby miałby je przekazać uczniom, wysłać pocztą? I kto niby miałby płacić za znaczki, on, szkoła, gmina, czy rząd? I jak uczniowie mieliby je oddawać – też przy pomocy Poczty Polskiej? Przecież listonosz by nie wyrobił! O ile jeszcze z polskiego nauczyciel mógłby zadać uczniom lektury do przeczytania i napisanie streszczenia, czy recenzji z książki, o tyle matematykę ciężko byłoby wytłumaczyć „na kartkach”. Podobnie fizykę, czy chemię. A nauka języków, biologia, geografia? Przecież 20 lat temu nie byłoby opcji na naukę „zdalną”. A może nauczyciel miałby dzwonić do każdego ucznia i przepytywać go przez telefon?
I jedyne co mi się nasuwa, to powtórne zaliczanie roku. Każdy, bez względu na to w jakiej byłby klasie musiałby powtarzać rok. Czujesz opcje powtarzania roku albo dwóch?! I siedzenia w tym czasie w domu?! To dopiero masakra! Rzutująca niestety na całe późniejsze życie, bo człowiek byłby już zawsze 2 lata do tyłu!
I tu się nasuwa kolejna seria pytań. A co z dziećmi, które kończąc przedszkolną zerówkę powinny iść w kolejnym roku do szkoły? Czy szkoła byłaby gotowa na utworzenie dodatkowych pierwszych klas dla nowych uczniów, a nie tylko tych powtarzających rok? A co z pensjami dla nauczycieli, którzy przez kilka, czy kilkanaście miesięcy nie mogliby wykonywać swojej pracy przez covid. Czy dostawaliby normalnie wypłatę? Co z rodzicami, którzy musieliby pracować normalnie – czy byliby zmuszeni zostawiać dzieci w domach bez opieki? 20 lat temu nie było korporacji. Pracowało się w urzędzie, sklepie, biurze, szpitalu, prywatnej firmie.. Rodzic miał małe szanse na pracę w domu.
Czy mama lekarka musiałaby odwołać swoje dyżury, żeby zostać z dzieckiem w domu? I jak takie siedzenie w zasadzie bez celu wpłynęłoby na psychikę dzieci? Co miałyby robić cały dzień w domu? Książki czytać? Przez okno się gapić? Ile można?! A jak pisałam na wstępie, nie każdy miał wtedy komputer, który „załatwiłby” sprawę nudy…
Wyolbrzymiaj szczęście, nie problem
Wiem, że może nie warto rozpatrywać tego, co by było gdyby… Ale czasem warto spojrzeć na problem od innej strony. Jak to napisał na fejsie ostatnio mój kolega – wyolbrzymiaj szczęście, nie problem.
Ja tam trzymam się myśli, że to wszystko się kiedyś skończy. Przecież musi! Prawda?..
A jak dalej masz podły nastrój, to zrób sobie i dzieciom jutro na śniadanie placuszki z Nutelli, po nich na pewno humor Wam się poprawi. Przepis znajdziesz TU.
[Na zdjęciu moja klasa w dniu wagarowicza. To chyba była 7 lub 8 klasa. Twarze osób zostały zamazane, bo nie wiem, czy życzyłyby sobie upublicznienia :D..]