Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Czy nauczyciel miał prawo to zrobić?

Nie cierpię określenia „za moich czasów”, ale w tym wypadku nie da się inaczej. Więc „za moich czasów” w szkole podstawowej panowały nieco inne reguły niż teraz. Czuło się respekt przed większością nauczycieli i jednak jak się dostało pałę to każdy idąc do domu miał lekkiego pietra. Uwaga w dzienniczku to też było coś, czego każdy raczej starał się unikać. A już szczytem wstydu było wezwanie rodzica do szkoły, bo „synek coś przeskrobał”.

Pamiętam jak w 6, czy 7 klasie chłopcy na przerwie rzucali się w sali kredą. I pech chciał, że jeden drugiego trafił w oko! Oko czerwone, szybko wzywano mamę do szkoły i wysłano ich do szpitala. Kolegi nie było kilka dni w szkole, a jak wrócił to na szczęście okazało się, że z okiem jest okej. Ale mimo to, mama winowajcy – nazwijmy go Bolkiem, została wezwana do szkoły i na godzinie wychowawczej nasza pani, publicznie, przy rodzicu udzieliła winowajcy „nagany słownej”. Jak dziś pamiętam jak owa mama, skulona, siedziała na krzesełku pod tablicą i tego słuchała. A Bolek stał ze spuszczoną głową, czerwony jak burak. Myślę, że w domu też się od rodziców nasłuchał.

Dziś pewnie rodzice winowajcy twierdziliby, że po pierwsze to wina nauczycielki, że zostawiła dzieci same w klasie na przerwie. Po drugie, dlaczego w sali była kreda? Po trzecie, dlaczego nieszczęśnik stał na drodze rzutu kredą ich syna? A po czwarte, mama Bolka musiała się zwolnić z pracy, żeby przyjść na godzinę wychowawczą, więc ona żąda rekompensaty za stracony w pracy dzień. A poza tym taka nagana na oczach całej klasy miała zły wpływ na jej synka, bo przez 2 kolejne dni był smutny, zestresowany i niechętny do pójścia do szkoły. No, a przecież on jest zawsze taki wesoły! To wszystko przez panią!

Ta historia wydarzyła się naprawdę

Opisuję tę historię nie bez powodu. W klasie u naszej starszej córki (klasa 5) na jednej z lekcji nauczycielka zabrała dziecku przedmiot, którym się bawił (na lekcji!) i wyrzuciła to przez okno. Podobno dzień wcześniej ostrzegała klasę, że jeśli zobaczy na ławce coś, co nie jest związane z lekcją to wyrzuci to albo do śmieci albo za okno. Pech chciał, że tego dnia nie było w szkole dziecka, którego zabawka dzień później wylądowała za oknem. Dodam, że nie było to nic wartościowego (jakiś zabawkowy breloczek). Niestety nikt z kolegów nie przekazał owemu dziecku nowych zasad, więc krótko mówiąc, miało pecha.

Sytuacja ta miała miejsce w piątek i Pola opowiedziała mi o tym w drodze do domu. Z tego co mówiła, na dzieciakach zrobiło to mocne wrażenie! I chyba uznali, że jednak z panią nie ma żartów. Na moje zdziwienie, że jak to – w 5 klasie ktoś przynosi zabawki do szkoły usłyszałam, że to głównie chłopcy przynoszą. I że są to głównie figurki z Lego, Lego albo auta. Porozmawiałyśmy o tym przez chwilę i uznałam, że temat został zamknięty.

Ale po weekendzie na naszej rodzicielskiej grupie whatsapp’owej zawrzało! Ktoś zapytał, czy to prawda, że pani wyrzuciła coś komuś za okno? Tak, to prawda. No i się zaczęło! Część rodziców była oburzona, a część stwierdziła, że najwidoczniej pani miała już dość ich uciszania i musiała wprowadzić ostrzejsze zasady.

Argumenty jednej strony…

Do szkoły się chodzi po to, żeby się czegoś nauczyć, czegoś dowiedzieć, a nie bawić autami, klockami, czy innymi gadżetami. I to na lekcji! Na lekcji się słucha i notuje. A że dzieci święte nie są, to inna sprawa. Nie wszystko można tolerować. Zresztą 2 dni wcześniej dostały na zadanie napisać wypracowanie pt:”Dlaczego rozmawiamy na lekcjach?„. To chyba o czymś świadczy.. No i to co się stało, chyba przyniosło pożądany skutek, bo od tego dnia dzieci siedzą grzecznie na lekcji, nikt nie gada, nie przeszkadza. Kubeł zimnej wody zadziałał.

A poza tym (moje ulubione sformułowanie 😉 – „za naszych czasów” nie byłoby w ogóle takiej dyskusji. Dziecko by się ze strachu i wstydu nie przyznało rodzicom, że pani wyrzuciła mu coś za okno za to, że się tym bawił na lekcji. Bo w domu by mu jeszcze rodzice kazanie strzelili o tym, po co mu szkoła, jak ważna jest szkoła i że jak nie chce się uczyć, to może iść kopać rowy (klasyka gatunku!).

Kolejny argument w obronie pani był taki, że dzieciom się teraz wydaje, że wszystko mogą, że są bezkarne. Bo jak co, to poskarży się mamie, że pani była dla niego zła, niedobra i niesprawiedliwa i już rodzić to z panią „załatwi”. Bo kim jest taka pani od polskiego w porównaniu do mojego taty, prezesa dużego banku/ dyrektora działu produktów masowych firmy X/ wpisz co chcesz?

Na to druga strona..

Czy jakby dziecko bawiło się na lekcji telefonem, to pani też go wyrzuci? (dzieci w szkole nie mogę używać telefonów, tym bardziej wyjmować je z plecaków jeśli mają). Przecież to była czyjaś własność, o pewnej wartości! Że jak się przekracza prędkość, to policjant nie wyrzuca nam auta na śmietnik, tylko daje mandat! To jest wyznaczenie granic w sposób sprzeczny z prawem, na to są paragrafy! Pani mogła to zabrać i oddać po lekcji. Albo zanieść do dyrekcji lub wychowawcy. A nie wyrzucić!

Nasz system szkolnictwa to w ogóle jedna wielka granica, nikt się tam specjalnie dziećmi nie przejmuje. Pani stawiając taką granicę przekroczyła prawo! Rodzice tego dziecka powinni to zgłosić do kuratorium! Poza tym pedagog szkolny i rzecznik praw dziecka też mogliby przyjrzeć się tej sprawie. A pani powinna przemyśleć swoją dalszą karierę w tym zawodzie. Bo wychowanie oparte na lęku jest zastraszaniem, nie wychowaniem. I jak zasugerował jeden z rodziców, Ci którzy popierają panią zapewne podobne metody (czyli zastraszanie) stosują w swoich domach. Lub tak właśnie byli „wychowywani” i teraz powielają ten błędny wzorzec. Popieranie takiego zachowania nauczyciela tylko uczy dzieci, że tak można, że siłą i lepszą pozycją można zastraszać i robić co się chce.

I tak dalej.. Od wyrzucenia zabawki przez okno doszliśmy do zastraszania i przemocy stosowanej przez nauczycieli w szkole.

Ciężkie jest życie nauczyciela w dzisiejszych czasach. Z jednej strony ma faktycznie system nie adekwatny do dzisiejszych czasów. Musi mnóstwo wiedzy przekazać na tej swojej 1, czy 2 godzinach w tygodniu. Z drugiej strony ma dzieciaki, które nie chcą go słuchać. Często rozmawiają między sobą na lekcjach, nie dają się uciszyć, nie czują przed nim respektu, nie mają do niego szacunku.

Dla nich szkoła i nauka niewiele znaczą. Wiedzą, że ten papierek, który dostaną na zakończenie roku nic im nie da. Nawet pracy im nie zapewni. Zresztą do zarabiania kasy nie jest im potrzebny. A przecież kasa jest najważniejsza! Nawet studia im nie są potrzebne. Grunt, żeby mieli laptop i Internet. Za bycie jutuberem, influencerem, czy inną gwiazdą Tik-Toka dostaje się dziś niezłe pieniądze. I tam nikt nie pyta, czy się skończyło podstawówkę, zawodówkę, czy studia magisterskie.

Moje zdanie jest gdzieś pomiędzy. Z jednej strony uważam, że nauczyciel musi postawić dzieciom jakieś granice, bo inaczej nie da rady zrealizować programu. Bo całą lekcję będzie walczył z grupą 25 gadających dzieciaków, których wzór na objętość walca wcale nie będzie interesował. A niestety często łagodne formy „perswazji” po prostu nie działają. I trzeba użyć mocniejszych argumentów.

Z drugiej strony, pani mogła wyrzucić tę zabawkę do śmieci, a nie za okno. Choć nie wiem, czy wtedy cała akcja przyniosłaby jakikolwiek skutek? Może zabranie jej i oddanie pani dyrektor bardziej by się sprawdziło. Ale tego nie wiemy..

Zapytałam się rodziców na forach, na których czasem się udzielam jakie „metody” stosują nauczyciele w szkołach ich dzieci, jeśli dzieci bawią się czymś na lekcji albo zachowują w nieodpowiedni sposób? Wpisują uwagi, minusy, zabierają niedozwolone przedmioty i oddają wychowawcy, dyrekcji, rodzicom na zebraniu.. Nikt nie wyrzuca za okno.

Ale być może nikt nie był postawiony pod ścianą z niemocy, jak nauczycielka w klasie naszej córki?

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj