Praktycznie od urodzenia nasza córka miała lekko wydęty brzuszek. W okolicach 2, 3 urodzin zaczęło się to nasilać. Podczas rutynowych wizyt u pediatry słyszeliśmy, że „wyrośnie z tego”, że „małe dzieci tak mają”. Jednak im córka stawała się starsza, tym brzuszek robił się większy, co nie dawało mi spokoju..

Dlatego pomimo uspokajających informacji od lekarza, zaczęliśmy sami drążyć temat. I jak to czasami bywa, intuicja nas nie zawiodła, bo jak się okazało – problem, który dotknął naszej córki „sam nie minie”. Wiecie, czasem jest tak, że lekarz mówi „to nic – minie z wiekiem, to nic, samo przejdzie, to nic – to normalne„. A rodzic jednak czuje, że to nie jest normalne, że coś się dzieje z dzieckiem złego, że wcześniej tak się nie zachowywało, takich plamek na skórze nie miało, tak często się nie skarżyło na ból itp. Ale pamiętajcie, że nikt tak jak my, rodzice nie zna naszych dzieci! Wiele było już przypadków, gdy lekarze ignorowali informacje rodziców na temat stanu zdrowia dziecka i potem kończyło się to bardzo źle, dlatego jeśli czujecie, że coś się dzieje z Waszym synem lub córką, nie dajcie się odprawić lekarzowi z kwitkiem! W naszym przypadku córka pomimo dużej ilości ruchu, w miarę zdrowego jedzenia (nie jadamy czipsów, fast food’ów, nie pijamy wód gazowanych i smakowych) miała coraz większy brzuch i coraz częściej słyszałam „Mamo, ta koszulka/ te spodnie mnie gniotą!”

Dla nas pierwszym krokiem było mimo zapewnień pediatry, że „to minie z wiekiem, dzieci tak mają” – uproszenie o skierowanie do gastrologa i umówienie się na wizytę. Córka miała brzuch ciągle „wypięty”, wzdęty, aczkolwiek nie skarżyła się specjalnie na boleści, nie miała problemów z wypróżnieniem, czy zaparć. Z tyłu wyglądała jak normalna dziewczynka, a z boku – szkoda gadać – jak niedożywione dziecko z Afryki albo kobieta w zaawansowanej ciąży! Nie było mowy o tym, aby ubrała jeansy (bo ją uciskały w brzuch), niektóre koszulki choć na długość dobre – opinały jej brzuch i wyglądały jakby były za małe.. Zaczęła się seria badań – wykluczenie celiakii, badanie kału i sprawdzenie, czy aby to nie robaki, w końcu test wodorowy. Na to ostatnie badanie czekaliśmy dość długo, bo pomimo tego, że robiliśmy je prywatnie, to i tak były kolejki.. Co to takiego i kto powinien poddać się badaniu?

WODOROWY TEST ODDECHOWY

Jest to badanie, które pozwala stwierdzić, czy proces trawienia i wchłaniania węglowodanów przez organizm człowieka przebiega w sposób prawidłowy. Córkę skierowano na badanie, ponieważ po wykluczeniu alergii na gluten, podejrzewano u niej nietolerancję laktozy, fruktozy i innych cukrów (ksylitol, sacharoza, sorbitol). Na badanie to kieruje się też osoby, u których podejrzewa się zespół jelita wrażliwego, czy przerost flory bakteryjnej jelita cienkiego (co finalnie stwierdzono u Poli).

Test wodorowy (WTO) pozwala wykryć wodór i określić jego poziom w wydychanym powietrzu. Wodór jest gazem wytwarzanym w procesie fermentacji, w wyniku działania bakterii na węglowodany w jelicie grubym lub cienkim. Przedostaje się on do krwi, a potem do pęcherzyków płucnych i stąd jest usuwany przez drogi oddechowe. Zdarza się, że duża część lub całość spożytych węglowodanów nie jest strawiona i ulega nieprawidłowej fermentacji w jelicie grubym, czego konsekwencją jest wytworzenie dużej ilości wodoru. I wtedy pojawiają się wzdęcia, biegunki, bóle brzucha lub zaparcia. Jeśli te dolegliwości utrzymują się dłużej niż 3 miesiące, należy udać się do specjalisty po pomoc.*

Do testu wodorowego trzeba się odpowiednio przygotować. Dzień wcześniej nie wolno spożywać warzyw i owoców wzdymających, nie wolno pić mleka, ani soków, ostatni posiłek należy zjeść 2 godziny przed snem i nie może to być jasne pieczywo, nabiał, nic ciężkostrawnego. Na badania trzeba przyjść na czczo, rano można jedynie wypić szklankę niegazowanej wody mineralnej. Przed badaniem Pola dostała do wypicia laktulozę, a następnie co 20 minut była proszona do gabinetu i dmuchała do specjalnej rurki podłączonej do przyrządu przypominającego tablet, z którego lekarka odczytywała wyniki. Przy 5 „dmuchaniu” stwierdziła, że tyle wystarczy, bo już widać, że poziom wodoru u Poli jest wysoki.

Z wynikami poszłyśmy do gastrologa. W pierwszej kolejności lekarka kazała wykluczyć słodycze (czyli cukry) i laktozę z jadłospisu. O ile z tą drugą nie ma większego problemu, bo praktycznie w każdym sklepie można już kupić mleko, czy ser żółty bez laktozy, a Jogobella robi nawet jogurty owocowe bez laktozy, to ze słodyczami jest dużo gorzej. Pokażcie mi dziecko, które nie lubi słodkości! .. Żeby nie być rodzicem-katem ustaliliśmy, że piątek to będzie ten dzień, kiedy Pola może jeść słodycze. W pozostałe dni jest zakaz, choć są wyjątki – takie jak święta, czy czyjeś urodziny. I muszę przyznać, że na początku Pola sama się pilnowała, jak ktoś w szkole miał urodziny i częstował cukierkami, to albo się przyznawała w domu, że zjadła jednego Michałka albo z dumą mówiła, że odmówiła. Oprócz tych wyrzeczeń, Pola przez 10 dni musiała brać po 1 tabletce Metronidazolu, a potem przez 3 miesiące priobiotyk Sanprobi IBS. Nie muszę Wam chyba opowiadać, że namówienie dziecka, aby połknęło tabletkę nie jest łatwe, nie mówiąc już o tabletce, która jest duża, niesmaczna i nie da się jej rozpuścić w wodzie.. Pierwsze dni to była walka, płacz i czasem przekupstwo, ale potem już jakoś poszło. Córka przyzwyczaiła się do tego, że codziennie rano dostaje lekarstwo i czasami sama się o nie upominała.

Po zakończeniu kuracji różnica w obwodzie jej brzuszka była dość widoczna. Ale po jakimś czasie wszystko wróciło do normy. Gastrolog znowu zaleciła tę samą kurację, ale tym razem nie było tak dużego efektu jak wcześniej. W między czasie byłyśmy też u pediatry na zaległym szczepieniu i tam dowiedziałam się, że przy tego typu problemach jelitowych nie powinno się w ogóle jeść owoców.. Przy kolejnej wizycie od innego lekarza usłyszałam, że owoce niech dziecko je, bo przecież to źródło witamin, ale słodycze absolutnie należy ograniczyć. No i bądź tu człowieku mądry! Zaczęłam więc szukać informacji w Internecie, co możemy jeszcze zrobić, może są jakieś lepsze badania, leki, może dieta? Wyczytałam gdzieś, że przy problemach jelitowych nie powinno się jeść m.in. jabłek i pić soku jabłkowego, należy wykluczyć z jadłospisu miód, kaszę jaglaną, brokuły, groszek zielony i kukurydzę. Tymczasem Pola dostawała do szkoły najczęściej sok jabłkowy w kartoniku, w zimie herbatę miała zawsze słodzoną miodem, a groszek zielony bardzo lubi i jada stosunkowo często, brokuły zresztą też… Zaczęliśmy więc pomału eliminować niektóre produkty, ale im więcej czytałam w Internecie tym więcej zaczęło pojawiać się znaków zapytania, bo na jednych stronach podawano, że czegoś jeść nie wolno, na innych że wolno. Nasze działania szły trochę po omacku, bo nigdzie nie znalazłam stricte diety dla osób z przerostem flory bakteryjnej jelita cienkiego. Temat drażliwego jelita był poruszany tu i tam, ale nigdzie nie było opisanego przypadku dokładnie takiego jak u nas, ba – nikt nie wspominał, że taką dolegliwość ma/ miało dziecko. A dziecko wiadomo – rośnie, rozwija się i nie chcąc mu zaszkodzić zbyt rygorystyczną dietą, postanowiłam pójść do dietetyka dziecięcego. Bo dotychczasowe rady pediatrów pt. „nie jeść owoców” były dla mnie zbyt ogólne – bo to oznacza, że niby co? Mamy lato, truskawki, czereśnie, arbuzy, jagody są wszędzie, a moje dziecko ma na nie tylko patrzeć i jeść wzrokiem? Niby jak długo ma „nie jeść owoców” – miesiąc, dwa, czy może do końca życia?

DIETA DLA DZIECKA?

Po wstępnej rozmowie telefonicznej i naświetleniu po co chcę przyjść z córką na wizytę, dietetyczka wyznaczyła nam termin spotkania. I muszę przyznać, że chyba po raz pierwszy w całej dotychczasowej walce z wzdętym brzuchem ktoś dał nam konkretne wskazówki i rady. Łatwo nie będzie, ale spróbujemy! Przede wszystkim córka musi przejść na FODMAP na okres min. 4 tygodni. Jest to specjalna dieta dla osób z problemami jelitowymi. Oznacza to eliminację z jadłospisu produktów wzdymających tj. czosnek, cebula (z tym akurat nie będzie problemu :), brokuły, buraki, kalafior, groszek, jabłka, gruszki, arbuz, czereśnie, niestety większość mąk, syrop glukozowo-fruktozowy, wszelkie słodziki – w tym ksylitol, sacharoza.

Ale nie jest tak źle, bo jest też cała lista produktów, które można jeść – truskawki, maliny, winogrona, pomarańcze, grejfruty, banany, słodkie ziemniaki, pomidory, ogórki, papryka, jajka, wszystkie mięsa i ryby, cukier brązowy, stołowy, stewia, mąka ziemniaczana lub z tapioki.. Pełną listę tego co wolno, a czego nie znajdziecie np. tu.

Po 4 tygodniach możemy wprowadzić jeden produkt z listy „zakazanej”. Potem przez 3 dni mamy obserwować jak organizm córki zareagował. Jeśli nic się nie stanie, możemy próbować wprowadzić kolejny produkt. Dietetyczka wytłumaczyła nam, że gdy uda się przywrócić prawidłową pracę jelit, to być może wszystkie dotychczasowe dolegliwości miną. Że to nie jest „eliminacja do końca życia”, ale że też nie powinniśmy nastawiać się na jakieś spektakularne efekty.

Ale jestem dobrej myśli! Bo widzę, że po zastąpieniu soku jabłkowego wodą i po pilnowaniu, aby Pola jadła jak najmniej słodyczy, jej brzuch nie jest już aż tak wielki jak kiedyś! Pola ma dopiero 7 lat, więc jeszcze nie zwraca większej uwagi na to jak wygląda. Myślę, że gdyby była nastolatką i chciała przypodobać się jakiemuś brunetowi, to może miałaby większe samozaparcie i słodyczy unikałaby jak ognia, byle by tylko nie mieć dużego brzucha i móc założyć ładną sukienkę, która nie będzie jej opinała i krępowała ruchów. Bo na razie jest to raczej nasza walka z nią o nie jedzenie słodkiego, o picie zwykłej wody, a nie soków, o nie jedzenie arbuza i lodów…

opiniemamy.pl-foodpharmacy

W poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek i rad trafiłam na kilka ciekawych blogów, jak chociażby ten, na którym znalazłam wiele cennych informacji o żywieniu przy diecie fodmap, moja biblioteczka powiększyła się też o książkę „Food Pharmacy„, którą pomału pochłaniam .. I już teraz wiem, że pozostawienie tego tematu samemu sobie i czekanie aż „samo przejdzie” jak to sugerowali pediatrzy nic dobrego by córce nie przyniosło! Gdyby wcześniej ktoś powiedział nam, że wzdęcia mogą być związane z nieprawidłowym funkcjonowaniem jelit to być może jej brzuszek nie wyglądałby dziś tak jak wygląda, a nasza kuchnia byłaby nieco inna.. Gdybyśmy czekali „aż to minie” – to być może za parę lat córka miałaby w szkole przezwisko „kluska”, problemy z samoakceptacją, nie mówiąc już o depresji … Więc jeśli wydaje się Wam, że coś jest nie tak, że coś Wam lub dziecku dolega, jeśli intuicja rozpala Wam w głowie czerwone światełko, nie dajcie się zbyć lekarzowi, nie dajcie sobie wmówić, że „tak ma być”, tylko drążcie temat!

* Na podst. www.poradnikzdrowie.pl/sprawdz-sie/badania/wodorowy-test-oddechowy-wto-na-czym-polega-normy-interpretacja-wynikow_35793.html

Zdj. główne: Alexas_Fotos/ Pixabay

3 KOMENTARZE

  1. Z własnego doświadczenia wiem, że czasem trzeba iść do kilku lekarzy, żeby w końcu dowiedzieć się co człowiekowi dolega… Szkoda tylko, że w ramach NFZ’u, aby odwiedzić kilku specjalistów to trzeba czekać miesiącami na termin i tak naprawdę każdy z nas (wnioskuję, że Ty także) woli zapłacić i iść prywatnie do lekarza, który przyjmie najpóźniej za kilka dni.. A nawiązując do problemu jaki opisujesz, to ewidentnie sprawdza się tu powiedzenie, że „jesteś tym co jesz” 🙂 Pozdrawiam i życzę wytrwałości!

  2. Chciałam zapytać, czy córeczka wcześniej (w wieku 2-3 lat) również miała niepokojąco wystający brzuszek i/lub inne dolegliwości?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj