Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Czy nie bałam się jechać na wakacje z małym sensorykiem?

Niedawno dostałam pytanie, czy nie bałam się jechać na wakacje z moim synem? Czy nie bałam się, że jego zachowanie sprowadzi na mnie piorunujące spojrzenia innych urlopowiczów i niemiłe komentarze? Albo że nadmiar bodźców i nowe otoczenie spowodują, że jego problemy sensoryczne „wzrosną”?

Szczerze? Trochę się bałam. Ale szybko przestałam.

Podróż autem, czy samolotem?

Przed wyjazdem do Turcji miałam na pewno więcej obaw, niż przed wyjazdem nad Bałtyk. W końcu wakacje z sensorykiem wyglądały u nas do tej pory różnie. Najbardziej bałam się samolotu. Bo głośno, dużo ludzi, mało miejsca, pasy do zapięcia inne niż w samochodzie.. Nie mówiąc już o moich czarnych wizjach związanych z koniecznością skorzystania z toalety! Zresztą co nieco na ten temat pisałam przy okazji opisu naszego wspaniałego hotelu w Turcji!

Finał był taki, że tam gdzie się spodziewałam problemów – wszystko poszło jak po maśle. I w zasadzie cały nasz wyjazd odbył się bez większych afer i stresów. Za to wyjazd nad polskie morze, który miał być wisienką na torcie naszych wakacji, okazał się totalną klapą i był mega stresujący!

Przede wszystkim droga nad Bałtyk to dla nas, mieszkających na południu Polski wyprawa na cały dzień. Nie jesteśmy z mężem chętni do jazdy nocnej, bo ja pomimo wypiciu 5 kaw i energetyka nie jestem w stanie długo prowadzić po ciemku. Oczy same mi się zamykają i nic nie jest w stanie sprawić, że będą dłużej otwarte. Pan Mąż też nie przepada za jazdą po nocy. Jedyne co jesteśmy w stanie zrobić, to wyjechać wcześnie, na przykład o 6 rano 😀 Ale po co wyjeżdżać przed świtem jak doba hotelowa zaczyna się o 16? Czasem o 14, ale my akurat nie mieliśmy takiego farta. No więc przygotowałam się na te 8, czy więcej godzin jazdy. Kupiłam książeczkę z naklejkami z Bingiem, grubą „Rok na placu budowy”. Wzięłam autka, pop it, herbatniki, banany i usmażone dzień wcześniej placuszki z borówkami. Do tego dobry humor i butelkę wody. A dla dziecka bidon.

Jak przetrwać podróż autem?

No i dupa blada, bo jedyne co go interesowało w aucie to telefon taty włożony w uchwyt na przedniej szybie, na którym widoczna była MAPA. Ze strzałką! Zagadki z naklejkami, autka jeżdżące po moich nogach i fotelach samochodowych – wszystko to zajmowało go na krótkie chwile. Zabawa w „kto pierwszy zobaczy motor/ krowę / autobus” też nie trwały długo. Tak, droga nad morze była u nas trochę drogą przez mękę. Jedne dzieci głupieją na widok słodyczy, inne na widok placu zabaw, a nasz 3-latek dostaje małpiego rozumu jak widzi telefon. Ale o tym będzie oddzielny wpis, więc nie będę się tu rozpisywać..

Każda droga się kiedyś kończy. Nasz lot samolotem trwał ok. 3 godzin i Tobek cały ten czas przesiedział w słuchawkach wyciszających. Można powiedzieć, że pomimo moich licznych obaw, lot minął nam spokojnie. Droga nad morze trwała 9 godzin i jak dojechaliśmy na miejsce, to wysiedliśmy prawie w podskokach! Nie obawiałam się pobytu w nowym miejscu, bo przecież w Turcji Tobek nie miał z tym problemu. Niestety nie wiem, czy fakt, że nie było pogody, więc z siedzenia cały dzień na plaży i zabawy w piasku nic nie wyszło. Czy może dlatego, że łóżko mieliśmy wyjątkowo twarde? A może dlatego, że nie było z nami siostry powodował, że każdego ranka i wieczorami Tobek oznajmiał, że chce wracać do domku? Czasem było to tylko poinformowanie nas o tym, a czasem dochodził do tego lament. Jednym słowem pobyt nad polskim morzem nie był tak bezproblemowy jak ten w Turcji. Ale cóż – nikt nie mówił, że wakacje z małym sensorykiem będą łatwe.

A co sobie pomyślą?..

Ale czas spędzony w tureckim hotelu, w którym pełno było arabskich rodzin z dziećmi dał mi coś bardzo cennego. Brak przejmowania się tym „co sobie inni pomyślą”! Arabki przy posiłkach dawały dzieciom telefony, żeby siedziały cicho i nie nudziły, a same zajmowały się rozmową z resztą rodziny, karmieniem najmłodszego dziecka albo jedzeniem z nosem wsadzonym w telefon. Ich dzieci jadły albo nie jadły. Czasem darły się wniebogłosy albo rzucały zabawkami o ziemię. A arabskie matki ze stoickim spokojem jadły swój posiłek dalej albo nie przerywały rozmowy. Czasem zainterweniowały, ale wciąż spokojnie, bez krzyków. Wiele razy widziałam sytuacje, gdzie dziecko zachowywało się tak, że po pierwsze mnie by puściły nerwy, a po drugie – byłoby mi wstyd, bo co sobie inni o nas pomyślą? A tu luuuzzz…. 🙂

Diabeł nie dziecko

Pamiętam jak pierwszego dnia przy stoliku za nami usiadła rodzina z chłopcem na oko niewiele młodszym od naszego Tobka. Chłopiec siedział przy stole i non stop się wydzierał. W sumie nawet nie wiem o co, bo siedziałam tyłem do niego, ale się darł. Nie chciał nic jeść, tylko wrzeszczał, rzucał jedzeniem po stole. Pan Mąż wtedy stwierdził, że cofa wszystko co złego powiedział o Tobku i ruchem głowy pokazał na drącego się obok chłopca mówiąc „Diabeł nie dziecko„! 😀 Ale w dużej restauracji gdzie przy każdym stoliku ktoś gadał, kelnerzy zasuwali jak mrówki między stolikami, a turyści ciągle kręcili się po sali z pustymi lub pełnymi talerzami – te wrzaski po prostu ginęły. Bo na sali cały czas było głośno. Tu nikt nie patrzył się na wrzeszczące dzieci z wyrzutem. Jeśli już ktoś komentował, to po cichu i w niewidoczny sposób.

Z kolei w nadmorskim hotelu też zdarzały się sytuacje, gdy dziecko przy śniadaniu się darło, bo czegoś nie chciało. Albo właśnie chciało. Raz w trakcie obiadu, obok naszego stolika siedział chłopiec, który chcąc pokazać rodzicom jak bardzo nie chce mu się jeść – walił nożem w stół. Stół nie jego, jak zrobi na nim rysy to kogo to będzie obchodziło? Przecież to nie ich stół?

Wakacje z małym sensorykiem głupie miny

Co robić?

I tak obserwując zachowania innych dzieci stwierdziłam, że naprawdę my, rodzice dzieci z zaburzeniami nie powinniśmy się obawiać „wakacji z dziećmi”. Bo każde dziecko, nawet to neurotypowe ma gorsze dni! Wrzeszczy na ulicy, bo chce watę na patyku albo biegnie po plaży obsypując ręczniki przypadkowych urlopowiczów. Rzuca zabawkami, nie chce wsiąść do wózka albo marudzi, bo chce piąty pieniążek na automaty. Nasze dzieci może mają inne, specyficzne zachowania. Ale i jedne i drugie dzieci mogą zostać nazwane na ulicy „niegrzecznymi”. Ważne jest to, co my z tym zrobimy. Czy przeczekamy „atak” u dziecka? Czy może będziemy próbowali do niego mimo wszystko przemówić i je uspokoić? Albo w obawie o reakcje otoczenia przyzwolimy na kolejnego loda, czy kopanie w wózek..? A może spłoniemy na twarzy, gdy ktoś zwróci uwagę naszemu wrzeszczącemu dziecku i uciekniemy z maluchem pod pachą?

I naszła mnie taka myśl. Co jest dla mnie ważniejsze – bezpieczeństwo mojego dziecka, czy opinia innych? Pokazanie dziecku, że oprócz tego co zna, jest jeszcze inny świat, inne ścieżki, łóżko i inne 4 ściany? Czy komentarze osób, które mnie widzą dziś po raz pierwszy i ostatni? Czy naprawdę musimy spędzać wakacje w domu, bo a nóż widelec dziecko zacznie krzyczeć na plaży, bo piasek zasypie mu bardzo wrażliwą stopę? Czy może jednak próbować oswajać go z szerszym otoczeniem?

Mój syn nie raz już zrobił mi przysłowiową scenę na chodniku. Raz pod żłobkiem – bo nie chciałam iść z nim do pobliskiej Biedry po jajusio Kinder-niespodziankę. Pamiętam jak staliśmy i syn szarpał mnie w kierunku sklepu drąc się na mnie „Choooooodź!” i przechodząca obok starsza pani zatrzymała się i powiedziała do niego: „A co Ty tak krzyczysz chłopczyku?„. Tobiś w sekundę się uspokoił i schował zawstydzony za moje nogi. Obca osoba zadziałała jak najlepszy uspokajacz 😀

Czy było mi głupio?

Nie. A może było mi wstyd? Wcale. Postanowiłam przeczekać wrzaski syna i nakłonić go na pójście do samochodu, a starsza pani mi w tym bardzo pomogła. Nie zamierzałam też tłumaczyć jej dlaczego moje dziecko się drze i o co mu chodzi. To nie jej sprawa. Poza tym nie chciałam się wdawać w niepotrzebną dyskusję zmierzającą zapewne do stwierdzenia „za moich czasów”. I Tobie też radzę nie reagować. Dla własnego zdrowia psychicznego 😀

W Turcji byliśmy w dużym hotelu, nad Bałtykiem w niewielkim. W Turcji było gorąco, w Polsce zimno i padał deszcz. Te dwa wyjazdy były zupełnie inne. I choć większe obawy miałam do wyjazdu zagranicznego, to jednak to on był bardziej udany. Jak to mówią – strach ma wielkie oczy i mój takie właśnie miał. Miałam w głowie mnóstwo czarnych scenariuszy łącznie z bukowaniem biletów na wcześniejszy powrót z Turcji. Wyjazdu nad Bałtyk się nie obawiałam, a to właśnie tam Tobek miał przynajmniej raz dziennie „gorszy moment”. Być może powodem była pogoda? Bo jak tłumaczyła mi kiedyś terapeutka Tobisia – sensorycy są meteopatami. A być może nie pasowało mu coś innego? Trudno stwierdzić skąd u niego te częste nad wyraz napady złości.

W Turcji mój syn przez 2 dni wkładał sobie prawie całą dłoń do buzi. Tak się „uspokajał”. Dużo rzeczy było dla niego nowych, dużo się działo i widziałam, że to mu pomaga. Nie wyjmowałam mu rąk, nie krzyczałam na niego, że „tak nie wolno” albo „duzi chłopcy tak nie robią”. Nad Bałtykiem ciągle chciał się przytulać. Mocno. Więc przytulałam, nawet wtedy gdy miałam zajęte ręce. Odkładałam na ziemię to co niosłam i go tuliłam. I jakoś przeżyliśmy. W głowie ciągle miałam słowa terapeutki „Podążaj za dzieckiem„. I „dziecko samo potrafi się dostymulować, będzie szukało sobie bodźców. Proszę mu tego nie zabraniać, jeśli nie jest to nic niebezpiecznego„.

Wakacje z małym sensorykiem – jechać, czy nie jechać?

Jeśli boisz się jechać na wakacje z małym sensorykiem w obawie „co inni powiedzą” to dam Ci dobrą radę – olej innych! Skup się na dziecku i na tym, aby te wakacje były dla Was naprawdę fajnym odpoczynkiem od codzienności. Aby dziecko miało okazję pobawić się w piasku, popływać w morzu, pobiegać boso po trawie.. I żebyś Ty też mogła odpocząć. A to, że inni będą na Was patrzeć i komentować? A niech robią co chcą. Widzicie się tu i teraz i jutro o sobie zapomnicie!

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj