Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Dlaczego zakończyliśmy terapię integracji sensorycznej?

Wtorek to dla nas dzień w Poradni. Najpierw pół godziny zajęć z logopedę, potem 45 minut zajęć z terapii integracji sensorycznej. Na pierwszych zajęciach Tobek siedzi bardzo niechętnie. Niestety zabawy stolikowe nie należą do jego ulubionych. Za to terapia SI to coś, na co biegnie z wielką chęcią.

Na terapię SI Tobiś chodził prawie 9 miesięcy. Tak naprawdę zaczęliśmy ją ze względu na podejrzenie u niego autyzmu. Skierowała nas na terapię logopedka, która po kilku średnio udanych zajęciach z Tobkiem stwierdziła, że dobrze by było, żebyśmy spotkali się z psychologiem. Na nasze szczęście pani psycholog jednocześnie okazała się być terapeutką SI. I to było naprawdę dla Tobka zbawienie! Uprzedzając Wasze pytania o autyzm – to, co mogło sugerować zaburzenia w tym kierunku u mojego syna to m.in. brak chęci współpracy, brak kontaktu wzrokowego i reagowania na polecenia, opóźniony rozwój mowy. Zresztą o innych jego problemach pisałam w jednym z wcześniejszych wpisów.

Na terapię chodziliśmy raz w tygodniu. Zajęcia trwały 45 minut i był to zawsze maksymalnie wykorzystany czas! Trafiła nam się naprawdę cudowna terapeutka! A z terapeutką jest jak z panią w szkole – jeśli trafi się na nauczyciela z powołaniem, to nawet uczeń, który nie cierpi matmy nauczy się korzystać z wzoru Pitagorasa i opanuje tabliczkę mnożenia. Gdy przypomnę sobie jak nieporadny był Tobek 9 miesięcy temu, a jak radzi sobie dziś – kosmos! Zresztą jak sobie pomyślę o sobie – jaka była moja wiedza o zaburzeniach integracji sensorycznej 9 miesięcy temu, a dziś – też kosmos 🙂

Złote rady od terapeutki, które chętnie podam dalej

Sporo w tym zasługi Pani Gosi, terapeutki, która na każdych zajęciach dawała mi dobre rady i podpowiedzi. Czy wiedziałaś, że sensorycy to meteopaci? Ja nie! Reagują na każdą zmianę pogody! I to w różny sposób. Bywało, że Tobek na zajęciach był dość hm, ospały. Pani Gosia od razu to zauważała i mówiła, że dzieci, które były przed Tobkiem też prawie spały na zajęciach. I to na pewno dlatego, że spada ciśnienie. Albo zaczął padać deszcz, choć dzień wcześniej świeciło słońce. Tej informacji nie znalazłam w żadnej książce, dostałam ją od terapeutki, która zaburzeniami integracji sensorycznej u dzieci zajmuje się od lat!

To od Pani Gosi dowiedziałam się, że spadek koncentracji u Tobka może być spowodowany alergią i katarem. Ona też nauczyła mnie tego, że jak zbój robi coś, co nie jest akceptowalne, to zamiast długich kazań powinnam powiedzieć jedno krótkie zdanie: „Nie wolno!„. A jeśli syn pozwoli, to go jeszcze mocno przytulić. A w zasadzie to nie tyle co przytulić ile „docisnąć”. I to naprawdę działa! To ona zauważyła, że problemy logopedyczne Tobka mogą brać się z niedostymulowania sfery oralnej, czyli okolic ust. I podpowiedziała, że jeśli mam elektryczną szczoteczkę do zębów (a mam), to jeśli zbój sobie pozwoli – mogę mu przykładać wibrującą rączkę szczoteczki do brody. Nawet na kilka sekund! Tak w ramach „masażu”.

Już w maju terapeutka powiedziała mi, że nie widzi potrzeby, abyśmy w kolejnym roku szkolnym uczęszczali na zajęcia. Bo podejrzenie autyzmu z jakim skierowano nas do niej okazało się zupełnie błędne. A jedyne zaburzenia jakie ma mój syn, związane są z integracją sensoryczną. I choć większość „problemów” udało się opanować i „wyćwiczyć”, to jednak problemy te lubią wracać po czasie. Musimy więc być czujni i obserwować dziecko cały czas. Co nie znaczy oczywiście, że mamy się nad nim trząść i rozłożyć nad nim szklany klosz. Ale musimy go obserwować, bo jego potrzeby jeśli chodzi o stymulację różnych zmysłów zmieniają się. Zresztą sama to niedawno zauważyłam.

Jak sprawdzała się u nas zasada małych kroków

Kiedyś Tobek nie dał sobie dotknąć głowy i uczesać włosów. Głowa to był jego najwrażliwszy punkt. Ale małymi kroczkami szliśmy do przodu. A to w przelocie go po głowie pogłaskałam, a to na zajęciach Pani Gosia bawiła się z nim i obrzucali się wzajemnie chustami z materiału. Niby nic takiego, ale chusty co chwilę spadały mu na głowę, zsuwały się i lądowały na podłodze. Dotykały jego głowy, ale że była to zabawa to wcale nie protestował! I tak właśnie starałam się „oswajać go z demonami”. Małymi krokami, przez zabawę pokonaliśmy wrażliwość stóp, dłoni, głowy. Wyćwiczyliśmy równowagę i opanowaliśmy trochę problemy z samoregulacją, choć niestety nadal się zdarzają. Wszystko bez naciskania, bez poleceń „Zrób to!„, „No dalej!„, „Powtórz!„.

Pamiętam jak na początku terapii zbój miał problemy z utrzymaniem równowagi chodząc po materacach o różnej wysokości. Albo jak nieporadnie rzucał piłeczkami do basenu pracując tylko jedną ręką. Drugiej jakby nie było. Teraz zbiera piłeczki obiema rękami, rzuca do basenu prawą ręką, potem z lewej podaje piłkę do prawej i ponownie rzuca. Kiedyś współpraca obu jego rąk nie istniała. Dziś to zupełnie inna bajka!

Zajęcia u terapeutki SI vel wizyta u logopedy

Terapia SI to zajęcia, na których zbój był w ciągłym ruchu. U logopedki większość czasu siedział przy stoliku. Ostatnie zajęcia u niej utwierdziły mnie, że mój syn jednak musi mieć zajęcia „w ruchu”. Nie będzie siedział grzecznie przy stoliku i układał puzzle. On te puzzle prędzej ułoży biegając albo skacząc wokół stolika. Dostałam kiedyś maila od jednej z Was z pytaniem, jak usadzić 2,5latkę przy stole i nakłonić do układania sekwencji? Podobne pytania często przewijało się też na jednej z grup dla rodziców. I ten problem przypomniał mi się właśnie w ostatni wtorek.

Pani logopedka wyjęła nieszczęsne puzzle z serii „Ułóż i opowiedz, co robi chłopiec/ kotek/ itp.” Tobiś najpierw nie chciał usiąść na krześle, potem zrzucił puzzle, potem powiedział, że ułoży je mama, a na koniec na pytanie „Co robi chłopiec na obrazku?” (ubiera spodnie) odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem „Nie wiem„. No widać było, że robi sobie jaja i kompletnie go nie kręci taka zabawa.

Po 10 minutach wymęczonego i wymuszonego układania puzzli, pani wyjęła coś nowego! Była to podstawka z 3 patykami wystającymi do góry. Jedną pani wzięła dla siebie, drugą dała zbójowi. Wzięła do ręki duży, niebieski taki jakby pierścień i nałożyła na pierwszy wystający „patyk”. Poprosiła Tobka, aby zrobił to samo. W pierwszej chwili wziął do ręki pierścień w takim samym kolorze, ale mniejszy. Pani zwróciła mu uwagę i po chwili miał już w ręce to, co trzeba. Potem pani wzięła inny pierścień i nałożyła na poprzedni. Zadaniem Tobka było nakładanie na „patyki” tego co pani. Pierścienie różniły się kolorem, wielkością i kształtem. Jedne były kanciaste, inne owalne. Taka zabawa (odwzorowanie sekwencji), gdzie coś się działo – bardzo mu się spodobała. I widzę, że w domu też woli takie zabawy!

Gry, które zaangażowały moje dziecko

Jakiś czas temu Pola robiła porządki w swoim pokoju. Przekazała bratu gry, z których wyrosła i choć według informacji na opakowaniu są one przeznaczone dla dzieci od 4 lat, Tobiś świetnie sobie z nimi poradził. Co prawda po kilku rundach ustanawiał własne reguły, ale przynajmniej te kilka pierwszych razy zagraliśmy jak trzeba 🙂 Każda gra angażowała jego ręce. Jedna gra wymagała rzutu kostką, rozpoznania koloru na kostce i wykonania odpowiedniego ruchu. Druga – mocno angażowała same ręce. W obu ważna była koncentracja i spostrzegawczość.

I tak hitem stały się u nas Spadające Małpki i Głodne Hipcie (tu podobna do tej, którą mamy, ale znacznie tańsza -> Gra). Obie gry polecam! Można przy nich ćwiczyć rozpoznawanie kolorów i liczenie. I jak w każdej grze, gramy po kolei! Czyli dziecko musi poczekać na swoją kolej i musi wiedzieć po kim rzuca kostką. A to też jest ważne dla późniejszego etapu rozwoju.

Widzę, że zbój zrobił duże postępy. Terapia SI to było coś, co było mu bardzo potrzebne. Ale trochę się boję, co będzie jak przestaniemy chodzić na terapię. Czy pojawią się nowe problemy? Jeśli tak, to jak sobie z nimi poradzę bez pomocy terapeutki? A może wrócą stare i cofniemy się? No nic. Zobaczymy co czas pokaże..

Zdjęcie: Joshua Hoehne z Unsplash.

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj