Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Jak zaczęłam ćwiczyć bez czekania do „poniedziałku”

Już nie pamiętam od kiedy miałam zabrać się za ćwiczenia. Co prawda kilka miesięcy po porodzie moja waga wróciła do przedciążowej normy, ale po 3 ciążach mój brzuch wymagał „pracy”. Zwłaszcza, że po drugiej ciąży zostały mi 2-3 nadprogramowe kilogramy. Niby nie dużo, ale ja to widziałam. Brzuch mi sterczał i w niektóre spodnie po prostu nie wchodziłam. Obiecywałam sobie, że „od następnego tygodnia”, „od następnego miesiąca”, „od Nowego Roku” zapiszę się gdzieś na fitness. I tak mijały miesiące, aż zaszłam w ciąże z Tobiaszkiem i mój problem się na chwilę rozwiązał..

Brzuch rósł, a ja nie musiałam go wciągać 🙂

Jak wiadomo karmienie piersią służy chudnięciu po porodzie, a że karmiłam małego zbója dużo i często, to schudłam szybko. Ale w moim przypadku utrapieniem był zawsze i wciąż jest brzuch. Jednym przyrost wagi idzie w 4 litery, innym w uda, a mi w brzuch. Tyle dobrze, że brzuch w przeciwieństwie do ud da się wciągnąć ;P

Obiecuję sobie, że..

Obiecywałam sobie, że jak Tobek pójdzie do żłobka to zapiszę się gdzieś na ćwiczenia. Najlepiej o takiej porze, żebym mogła go zawieźć na godz. 9 i pojechać prosto na siłownię. A potem do pracy. Ale nigdzie w okolicy o tej porze nic się nie działo. Zajęcia fitness z reguły są wieczorami, ewentualnie wcześnie rano np. o 7. No, ale to zupełnie nie była dla mnie pora! Jak zbój wstawał o 4:30, 5 to nie było opcji, żebym miała energię i chęci jechać gdzieś z rana, żeby się spocić. Ledwo na oczy o tej porze patrzyłam i odmierzałam tylko czas do jego pierwszej drzemki, żebym mogła się chwilę przespać. A jak Tobiś poszedł do żłobka i zaczęłam jeździć do pracy do marzyłam tylko o wiaderku kawy!

Wieczorami z kolei jak już udało mi się położyć go spać, to padałam na pysk. I tak schodził tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem. Minęła zima, przyszła wiosna – może zacznę biegać albo jeździć na rowerze? MOŻE…

I stało się!

Prawda była taka jak zawsze. Że pewnie gdybym spięła poślady to jakoś bym ten czas znalazła. Krótko mówiąc brakowało mi chęci i zawsze miałam jakieś wymówki. Aż tu przyszedł koronawirus i kwarantanna. I siedzenie w domu. I codzienne gotowanie obiadków dla całej rodziny. Pieczenie ciast. I nie wiadomo kiedy moja waga skoczyła o 2 kg do przodu, tak jak i brzuch, który zaczął wyglądać jakbym była w 5 miesiącu ciąży. I wtedy nastąpił ten moment!

Koleżanka w rozmowie pochwaliła się, że schudła 4 kg w ciągu 2 miesięcy jedząc normalne porcje i zeszła z rozmiaru 40 do 38. Wagowo może szału nie ma, ale w centymetrach zgubiła naprawdę sporo – wybaczcie, nie pamiętam już ile! Od słowa do słowa okazało się, że mając 2 małych dzieci i pracując w domu zdalnie ćwiczy w domu….. 5 razy w tygodniu! PIĘĆ! No Superwomen jak nic! Mission Impossible! Brak słów jednym słowem! .. A mi się nie chce zmobilizować do ćwiczeń raz w tygodniu.. Wstyd przez duże W!

Jak to możliwe?

Gdzie tkwi sekret? No właśnie. Sprawa jest bardzo prosta. Zainstalowała sobie apkę w telefonie i ćwiczy wieczorami jak już dzieci pójdą spać. Treningi zajmują od 16 do 40stu kilku minut. Nie jest to więc pełna godzina, którą czasem trudno wygospodarować w ciągu dnia. A takie 20 minut przed snem to umówmy się, da radę ogarnąć. Tak mnie koleżanka zachęciła, że uznałam, że może i ja spróbuję „od kolejnego poniedziałku”. I wtedy usłyszałam słowa, które spowodowały, że ruszyłam swoje 4 litery i naprawdę zaczęłam ćwiczyć. „Nie czekaj do poniedziałku, bo nigdy nie zaczniesz. Albo dziś albo wcale!„.

No właśnie.. Ja zawsze czekałam do nowego tygodnia, miesiąca, roku.. I nic. Słowa koleżanki podziałały na mnie jak płachta na byka i apkę zainstalowałam jeszcze tego samego dnia. I już wieczorem odpaliłam pierwszy 5-minutowy trening, taki rozgrzewkowy!

Ćwiczę już 3 tydzień. Moje treningi trwają teraz po ok. 30 minut (stopniowo się wydłużają), choć na początku faktycznie ćwiczyłam tylko ok. 16 minut. Ważne dla mnie jest to, że nie muszę nigdzie jeździć. Nie stresuję się, że się spóźnię. Czy zbój zaśnie o godz.20, czy o 20:30 nie ma znaczenia, bo mogę ćwiczyć kiedy mi pasuje. I w jakim stroju mi pasuje! Nawet w starym dresie! Mogę to robić w sypialni, w salonie albo razem z Polą w jej pokoju. Zgodnie z założeniem też ćwiczę 5 razy w tygodniu jak koleżanka, dając sobie luz w weekend. Raz zdarzyło mi się odpuścić trening, bo wyszliśmy popołudniu do znajomych i wróciliśmy późno. Normalnie bym miała wyrzuty sumienia, że „nie pojechałam na trening”, ale w tym przypadku stwierdziłam, że odrobię to w sobotę 😉

Pewnie jakbym do tego dołożyła reżim na słodycze i jakąś dietę to efekty byłyby szybciej widoczne. Ale wiem, że po pewnym czasie i tak wróciłabym do „dawnych” nawyków żywieniowych. A wtedy efekt jo-jo byłby murowany. Więc jem tak jak jadłam.

Co mi dają ćwiczenia?

I powiem Wam, że po pierwszych treningach to miałam taki przypływ energii i chęci do działania jakiego już dawno nie miałam! Nagle zachciało mi się kwiatki w ogrodzie przesadzać, nastawiać pranie i układać ciuchy w garderobie, choć była już prawie 21 wieczorem! Po tygodniu niestety już tej energii miałam nieco mniej, ale i tak uważam, że chce mi się więcej! 🙂

Zobaczymy jak długo wytrwam w swoich treningach. Fajne jest w nich to, że są takie krótkie. Że można wracać do tych, które już się zrobiło, można zamiast klasycznego treningu zrobić np. 3 różne 5-minutówki. No i na pewno wielkim plusem jest dział „Technika„, w którym prowadząca pokazuje i opisuje jak prawidłowo powinno wykonywać się poszczególne ćwiczenia! Bo jak podkreśla w każdym treningu – nie ilość powtórzeń się liczy, a ich dokładność!

Jak dla mnie – ćwiczenia w domu to jest najlepsze wyjście dla kobiety-matki-gospodyni-żony.

Dla ciekawskich – korzystam z apki Miazga. Uprzedzając pytania – tak, jest to płatne. Ale nie kosztuje miliony. Wszystkie szczegóły znajdziecie w aplikacji.

A jeśli ta Wam nie przypadnie do gustu, to w sieci znajdziecie mnóstwo innych. Dla mnie najważniejszymi zaletami tego rozwiązania jest to, że:

  • Nie muszę nigdzie jechać = nie tracę czasu na dojazdy,
  • Ćwiczę kiedy chcę,
  • Mogę ćwiczyć z tłustymi włosami, nikt mnie nie obgada,
  • Mogę ćwiczyć w starym t-shircie, w samych majtkach albo w eleganckim zestawie znanej marki.

Minusów na razie nie znalazłam.

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj