Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Jak zdalne nauczanie zepsuło mi dziecko?

Długo twierdziłam, że nauka zdalna nie wpłynęła na Polę. Słyszałam i czytałam o dzieciach, którym brak kontaktu z rówieśnikami mocno dał się we znaki. Że dzieci zamknięte w domach przed komputerami – zamykały się w sobie. Poli to nie dotyczyło, bo przez cały okres pandemii chodziła na treningi siatkówki 3 x w tygodniu i kontakt z koleżankami miała. Odcięcie od szkoły nie spowodowało u niej myśli samobójczych, czy depresji. Ale przyniosło inne skutki, z których zdałam sobie sprawę dopiero niedawno.

Gdy po lockdown’ie trzeba było wrócić do szkoły, wiele dzieci miało z tym problem. Przez siedzenie w domu i brak ruchu przytyły. Obawa przed reakcją kolegów była tak duża, że niektóre dzieci moich koleżanek nie chciały w ogóle wracać do szkoły! Pola tego problemu nie miała, bo dzięki siatkówce miała trochę ruchu. Problemem u niej było co innego – zaczęły pojawiać jej się pryszcze! Miała trochę pietra przed pierwszym dniem w szkole, ale poszła. I już popołudniu opowiadała, że pryszcze to ma prawie każdy w klasie. Ten przytył, a ten ma włosy do ramion i tak naprawdę zmiany, o których mówiła dotyczyły głównie chłopców. Pierwszy dzień był chyba dla dzieciaków najtrudniejszy, a potem to już poszło! Przynajmniej u nas.

Przez pierwsze lata szkoły Pola miała bardzo dobre oceny i praktycznie nie uczyła się w domu. Wszystko zapamiętywała z lekcji. W czasie lockdown’u nagle zaczęły pojawiać się gorsze oceny. Okazało się, że tłumaczenie matematyki bez tablicy nie jest takie proste. Do tego gadanie innych dzieci i możliwość jedzenia/ picia w czasie lekcji mocno potrafi rozproszyć. Można też iść w drugą stronę i wyłączyć sobie głos i kamerę, czemu nie? I na przykład rysować, grać na telefonie w grę… Skoro inni się chwalą, że tak robią to chyba przecież ja też mogę?

Nauka zdalna przypadła na okres 4-5 klasy Poli. Gdy zaczęła się 6-ta klasa zaczęły pojawiać się zachowania, których do tej pory wcześniej u niej nie było. Podnoszenie głosu, „odzywki” w stylu „Chyba Ty!„, wielki bałagan w pokoju, ogólne lenistwo i wielka fascynacja Anime. To wszystko zwaliliśmy na karb dojrzewania. Bo i tu i ówdzie na ciele zaczęły pojawiać się jego oznaki.. Do tego nagle Pola zaczęła się interesować swoim ubiorem, chciała ściąć włosy i widać było, że nasza mała dziewczynka zaczyna zamieniać się w kobietkę. Cóż, nie ukrywam, że to trochę smuteczek dla mamusi, gdy córeczka już nie chce, żeby jej pleść warkocze („Mamo, warkocze są dziecinne!„) i nie chce chodzić w sukienkach. Za to w sklepie wybiera oversize’owe bluzy i czarne glany.. Wiedziałam, że taki etap kiedyś nadejdzie, ale .. on nadszedł tak szybko! 😉

Pola jest osobą, która lubi być w centrum zainteresowania. W przedszkolu zawsze najgłośniej śpiewała i brała udział we wszystkich przedstawieniach. Należy raczej do tych odważniejszych, co to skomentują co widzą, powiedzą co myślą, nie zastanawiając się, czy to jest odpowiednie. Z jednej strony to dobrze – poradzi sobie w życiu i nie da się zahukać. Z drugiej – czasem warto ugryźć się w język, bo swoim komentarzem można stracić, a nie zyskać. Mówimy jej o tym, tłumaczymy, ale ta mądrość i to wyczucie kiedy można się odezwać, a kiedy lepiej milczeć przychodzi chyba z wiekiem.. Bo na razie ciągle brakuje jej „ugryzienia się w język”.

Ta chęć bycia w centrum zainteresowania ostatnio objawiła się u niej w postaci ..obcięcia sobie włosów. A nawet bym powiedziała – wygolenia sobie włosów do skóry nad uszami. W 6-tej klasie! Dobrze, że zostawiła sobie długą grzywkę, która zasłaniała te łyse miejsca, ale i tak taka fryzura w 6-tej klasie to jak dla mnie przegięcie! Rozmowa z nią niewiele dała. Tak sobie zrobiła i tyle. Trochę jej nie wyszło, ale jak sama stwierdziła – włosy odrosną. Pani wychowawczyni, z którą rozmawiałam na ten temat w szkole uspokoiła mnie, że dzieci robią sobie gorsze „fryzury”. Że to taki wiek, że dzieci próbują być dorosłe i potrafią robić głupoty. Tyle dobrze, że nie musiałam iść na dywanik do dyrekcji i tłumaczyć się z oryginalnego wyglądu córki.

Ale w tym wszystkim chyba największym problemem dla nas stało się jej lenistwo. Proszenie 5 x o zrobienie czegoś stało się normą. Często kończyło się to krzykiem kogoś z nas, bo ileż można prosić o odniesienie po sobie talerza do zmywarki albo wyrzucenie śmieci? Gdy padało hasło, aby pobawiła się chwilę z bratem, bo ja potrzebuję skończyć robić obiad, to nagle okazywało się, że musi iść do toalety. Albo nagle przypominała sobie o lekcjach. W końcu ograniczyliśmy jej do minimum dostęp do Internetu w domu, bo jakby mogła to od rana do wieczora siedziałaby z nosem w Tik-toku!

Oj, ależ była niezadowolona! Dyskusje na ten temat trwały kilka dni. A dlaczego w tygodniu ma tylko godzinę? A Kasia ma bez limitu, a w ogóle to nikt nie ma ograniczeń tylko ona! Trochę się uspokoiła jak powiedziałam jej jak mają inne dzieci z jej klasy, podając imiona. Usłyszałam wtedy, że „Ale Natalka nic o tym nie mówiła!„. Zapytałam się jej wtedy, czy jak pójdzie jutro do szkoły to pochwali się, że ma limit na Internet? No w życiu! I z takiego samego powodu ani Natalka, ani żadne inne dziecko o tym w klasie nie mówi – bo nie ma się czym chwalić! Ten argument do niej nawet dotarł i przez chwilę był spokój.

Ale za jakiś czas znowu się zaczęło. A dlaczego mam tylko godzinę? Przecież mam już dobre oceny, mogę dostać jeszcze chociaż pół godziny dziennie? Dasz palec, to złapie za ramię! I te foszki, wzdychania i miny w trakcie dyskusji! Ach… Jak zażywałam Ashwagandę, miałam tonę cierpliwości i mogłam rozmawiać z córką do upadłego. I nie wiem co mnie podkusiło, aby zamienić ją na Różeniec Górski? Już po 2 tygodniach od „odstawienia” (ależ to zabrzmiało :D) Ashwagandy zauważyłam, że dużo łatwiej wyprowadzić mnie z równowagi. Że gorzej sypiam, szybciej się denerwuje i mój worek z cierpliwością jest chyba pusty.. Dałam szansę różeńcowi, ale jak tylko skończyłam butelkę, zamówiłam ashwagandę. Teraz muszę odczekać kilka dni, bo między adaptogenami trzeba zrobić tydzień przerwy i mój worek z cierpliwością znowu stanie się pełny!

Nie narzekaj, tez taka byłaś w tym wieku!

Czy ja taka byłam w tym wieku? Po trochu pewnie tak. Ale nie przypominam sobie, żebym takim tonem odnosiła się do rodziców. Raz dostałam od mamy za pyskowanie ścierką po głowie i drugi raz już się nie odważyłam. Mówienie do Poli „Nie tym tonem!” nic nie daje. Ona wtedy twierdzi, że „wcale nie krzyczy”! I jeszcze zdarzy jej się dodać „A Ty na mnie możesz krzyczeć, tak?„. Tyle, że krzyczę na nią jedynie wtedy, gdy proszenie x razy o zrobienie czegoś nie działa, ona dalej siedzi w swoim pokoju, a ja nasty raz proszę, żeby zeszła i coś zrobiła. W przeciwieństwie do niej, ja miałam w pokoju idealny porządek 🙂 Serio, nawet w szafkach miałam ubrania złożone w kostkę. Nie cierpiałam bałaganu (w przeciwieństwie do mojego rodzeństwa). Nie mogłam się skupić, gdy na biurku leżało za dużo rzeczy. U mnie wszystko było poukładane i zaplanowane. Moja córka w tych kwestiach nie wdała się niestety we mnie..

Jej lenistwo objawia się nie tylko w niechęci do posprzątania pokoju. Ma oddać projekt z biologii we wtorek. Zamiast zrobić go w weekend, gdy ma czas – zostawia to na ostatnią chwilę. Przypomina sobie o nim w poniedziałek wieczorem i zamiast iść spać, siedzi nad nim do późnej nocy. Na moje niestety, a na jej stety wiele było takich sytuacji, gdy czekała do ostatniej chwili z zadaniem i tego ostatniego dnia okazywało się, że nauczycielka jest chora i będzie nieobecna do końca tygodnia. Albo że faktycznie projekt robiła w ostatniej chwili, w której okazało się, że w domu nie ma kolorowego papieru albo kleju. Czyli teoretycznie klapa. Ale fart Poli polega na tym, że jest bardzo kreatywną osobą i ma niezwykłe zdolności plastyczne. I pomimo braku tych 2 rzeczy zrobiła projekt, za który dostała ocenę celującą. Farciara!

Ale bywało i tak, że czekała z pracą do ostatniej chwili i nie wyrobiła się na czas. Dostawała w szkole brak zadania, ale donosiła pracę za kilka dni i nauczyciel jej ten „bz” poprawiał na „5”. I to jest właśnie to, co zepsuło mi dziecko! W trakcie nauki zdalnej dzieci nie musiały dotrzymywać „deadline’ów”. Zawsze mogły się wytłumaczyć tym, że miały problem z internetem albo wysłaniem dużego pliku. Pola w 5 klasie dostała w czerwcu dwie oceny niedostateczne. Pytam się jej o co tu chodzi, bo przecież w czasie lockdown’u nauczyciel ani razu nie zorganizował im lekcji zdalnej. Okazało się, że nie wysłała kart aktywności. Na tych kartach mieli napisać jakąś aktywność fizyczną wykonywali każdego dnia i przez jaki czas albo ile razy. Jazda na rowerze, pływanie, przysiady, rolki – cokolwiek. I Pola nie wysłała tych kart z marca i kwietnia. A był czerwiec! Ja cała czerwona ze złości, że jak to można się tak długo nie wywiązać z obowiązku, a moja córka spokojna, odpowiada, że luzik, wieczorem to uzupełni i panu wyśle. Pytam więc co to da? Przecież jest czerwiec, nauczyciel tego nie przyjmie, już wystawił za to oceny! Na co usłyszałam, że pan to poprawi i nie będzie problemu. Okeeej, jak jest taka mądra, niech tak robi. I jakież było moje zdumienie, gdy faktycznie 2 dni później dwie pały zamieniły się na dwie piątki! TO TAK MOŻNA??

Teraz!

I tak sobie ostatnio myślałam, że ten brak konieczności wywiązania się z obowiązku z w terminie, brak konsekwencji nie oddania pracy na czas powoduje, że dzieciaki mają wszystko w poważaniu! Ojej, nie zrobię teraz, to zrobię jutro. I nie ważne, że komuś zależy, abyś to zrobił TERAZ! Ktoś potrzebuje Twojej pomocy TERAZ. Nie jutro, nie za tydzień, musisz iść / zrobić coś TERAZ! Nie lubię tak mówić, ale nie da się inaczej. „Za moich czasów”, gdy ktoś nie oddał zadania na czas, dostawał pałę. Rzadko dawało się to poprawić. Był termin, nie wyrobiłeś się – pała. Nie ma drugiej szansy. Trudno było potem z taką pałą zdobyć piątkę na koniec roku, więc każdy komu zależało na ocenach starał się nie złapać jedynki w ten sposób. Bo potem trzeba było ponieść KONSEKWENCJE za swoje lenistwo.

W szkole nie ma konsekwencji za nie wywiązanie się z obowiązku. A w domu? Ojej, najwyżej rodzice pokrzyczą, że nie odkurzyłam. Dużo się mówi o złym wpływie kar na dziecko. I nie chciałabym tego robić, ale czasem już nie mam pomysłu. I wjeżdża kara w postaci np. zabrania telefonu. W naszym przypadku to działa i to jedyne co działa… :/ Recenzowałam kiedyś książkę dla rodziców – „Jak mówić do nastolatków, aby nas słuchały..” i gdy ją czytałam myślałam sobie „O, to jest dobry sposób! O tak, muszę dać szansę na wytłumaczenie się, na przedstawienie sytuacji z Poli strony. Dzięki temu zaczniemy się dobrze dogadywać, ona zrozumie, że m.in. dom to nie hotel i musi też coś w nim zrobić i życie stanie się piękne!

Ale.. ale tak się nie stało! Moja córka na pytanie, co się stało, że dostała kiepską ocenę z kartkówki zwala winę na nauczycieli albo po prostu stwierdza, że nie zrobiła jakiegoś zadania, bo nie umiała. Zgodnie z radami z książki powinna też sama dojść do tego, że gdyby się więcej uczyła, to by nie miała problemu z tym zadaniem. Ale tak się nie dzieje. Pola stwierdza, że nie zrobiła, bo nie umiała i koniec dyskusji. Ewentualnie dodaje, że poprawi na kolejnej lekcji. Próby rozmowy i tłumaczenia, że może gdyby wcześniej przysiadła i opanowała materiał, to nie musiałaby teraz uczyć się tego samo drugi raz i poprawiać, wywołują u niej reakcję w postaci wywracania oczami.

Szukam cały czas złotego środka, ale wciąż pudłuję! Mnie w jej wieku bardzo ukształtował sport. W podstawówce przez pewien czas grałam w koszykówkę (4x w tygodniu) i w tenisa (3x w tygodniu). Poza szkołą i treningami miałam tak mało czasu, że musiałam mieć wszystko zaplanowane. Nie było mowy o odłożeniu jakiegoś zadania na potem, bo „potem” był trening, a w weekend mecz. To mnie nauczyło, że jak mam coś zrobić, to robię teraz. Rzadko odkładam coś na później. Bo wiem też, że później może się wydarzyć coś niespodziewanego, co pokrzyżuje mi plany. Albo po prostu pojawi się kolejne zadanie, sprawdzian na horyzoncie i trzeba będzie wydłużyć dobę, żeby ze wszystkim zdążyć. Pola choć już kilka razy przejechała się na odkładaniu czegoś na „potem”, dalej tak robi. Nie uczy się na własnych błędach.

Myślałam, że siatkówka i harcerstwo pomogą jej choć trochę w „ogarnianiu rzeczywistości”, że mając tyle zajęć zacznie sama widzieć, że to odkładanie nic dobrego za sobą nie niesie. Ale naiwna ja! Jak było, tak jest. I żadne rozmowy, tłumaczenia, dawania przykładów nie pomagają. Pola strasznie się rano ślimaczy. Kiedyś czekaliśmy na nią z Tobkiem w aucie przed domem. Wyjątkowo bardzo spieszyłam się do pracy, a Pola nie nadchodziła. Popatrzyłam na zegarek i stwierdziłam, że dobra, poczekamy jeszcze 2 minuty i jak nie wyjdzie z domu, odjeżdżam. Byłam tak wściekła, że pomimo moich próśb, aby się pospieszyła i tego, że wiedziała, że się spieszę – córka wcale nie nabrała tempa, że miałam w nosie co zrobi, jak odjedziemy. Minęły 2 minuty i odjechaliśmy. Ze złości i tego, że kolejny raz mnie olała, aż dym leciał mi uszami, a policzki miałam czerwone jak maki pod Monte Cassino. Na jej szczęście brama osiedlowa była zamknięta i zanim ją otworzyłam pilotem, zdążyła dobiec do auta i wsiąść. Miałam ochotę ją udusić! Bo to, że ona się spóźni do szkoły, to jej sprawa. Ale ja nie mogłam spóźnić się do pracy i ona dobrze o tym wiedziała! Mimo to, miała to w nosie. I to najbardziej mnie boli i złości. Brak szacunku do drugiej osoby. Nie wiem, gdzie popełniliśmy błąd. Nie wiem, na ile sposobów jej tłumaczyłam, że warto komuś pomóc, bo być może za jakiś czas ten ktoś będzie mógł Ci się odwdzięczyć i zrobić coś dla Ciebie. Że trzeba myśleć nie tylko o sobie, o tym, żeby mi było dobrze, że może fajnie by było podzielić się czekoladą z kimś. Może ten ktoś następnym razem podzieli się z Tobą krakersami? Ty dziś pożyczysz komuś ołówek, a jutro ktoś pożyczy Ci kolorowy papier na plastyce? Ale to wszystko to jak rzucanie grochem o ścianę. Dziecko kiwa głową, mówi „okej”, a za chwilę i tak robi po swojemu.

Wiem, że nie tylko ja jestem mamą nastolatki. Jest nas więcej! 🙂 I bardzo chętnie poznam Twoje sposoby na radzenie sobie z nastolatką. Podpowiesz co robisz w domu? Jak rozmawiasz z dzieckiem? Co u Was działa, a co nie?

Pamiętaj, jest nas więcej! 🙂

Zdjęcie: Aedrian / Unsplash.

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj