Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Codziennie uczę się akceptować inność

W ostatni weekend wybraliśmy się popołudniu do naszego wiejskiego, podkrakowskiego parku oddalonego o jakieś 200 metrów od naszego domu na Piknik organizowany z okazji Dnia Dziecka. Był dmuchany zamek, trampoliny, lody, wata cukrowa, grill z kiełbaskami i występy dzieci z okolicznych przedszkoli. Był też festiwal koloru i lanie wody ze strażackiego węża. Jednym słowem dużo atrakcji dla dzieci! Nie było jakoś specjalnie głośno. Ludzi było dużo, ale nie było ścisku i dzikich tłumów. W końcu to lokalna, gminna imprezka, a nie wielka feta w dużym mieście.

Tobiasza już na wstępie poinformowaliśmy, co ma robić, gdyby jakimś cudem się zgubił. Ustaliliśmy, że najpierw pójdziemy na dmuchany zamek, potem na lody. Tobiś od początku wejścia do parku stał się „bardzo cichy”. Trzymał mnie za rękę, widać było że jest trochę oszołomiony i cała ta atmosfera piknikowa go przytłacza. W pewnym momencie zawołała go pani z jednego stoiska. „Chłopczyku, powiedz mi jak masz na imię? Chodź, pogadamy sobie!„. Tobiś zawstydzony schował się za moje nogi. „No chodź, zostaw mamę, chodź do mnie pogadamy! A jak pogadasz ze mną, to coś Ci dam!„.

Tobek nie jest przekupnym dzieckiem, za lizaka nie stanie nagle na głowie i nie zatańczy kankana. Na moje słowa, że syn jest nieśmiały i raczej do obcej pani nie podejdzie, usłyszałam „Oj tam, oj tam!„. Tobiasz jeszcze bardziej schował się za moje nogi i mocniej złapał mnie za rękę. „Wyszedł z ukrycia” dopiero wtedy, gdy powiedziałam mu, że idziemy dalej. Pani chyba uznała, że syn faktycznie z nią nie pogada i rzuciła w naszą stronę od niechcenia kolorowanką z kredkami.

Nie lubię takich sytuacji, gdy ktoś obcy, nie znający mojego dziecka myśli, że jest tak zajebisty, że moje dziecko nagle porzuci swoje uprzedzenia, zwyczaje i zasady na jego pstryknięcie palcami. Że jak moje dziecko nie je lodów, bo uważa, że są za zimne, to przecież „Oj tam, jak to nie je lodów? Ode mnie zje„! (tak było jeszcze 2 lata temu.. Tobek wtedy nawet nie spojrzał na lody, ale rok później już się z nimi polubił 😉 Że jak Tobek nie jada pasztetów, ani żadnych past kanapkowych (nie wiem, może chodzi tu o ich konsystencję?) to nagle na słowa pani dyrektor w przedszkolu „Ale to jest dobre, spróbuj!” – spróbuje.

No ja wiem, że jednak nie spróbuje, bo do próbowania nowości Tobiasz jest ostatni. Zwłaszcza jeśli chodzi o jedzenie! Sam musi chcieć, sam musi do tego dojrzeć. Jak z wspomnianymi wcześniej lodami. Albo z huśtawką, na którą przez 3 lata nie mógł nawet spojrzeć, bo od razu wpadał w panikę i płacz. Lub jak z fryzjerem, u którego 2 lata temu darł się tak, jakby go przypalili żywcem.

Na nic się tu zdają nasze tłumaczenia, zachęty. On często nawet nie spojrzy na to co jest na talerzu, na obrazku, czy na wystawie w sklepie. Mówi „nie” i tyle było z dyskusji. Kiedyś mnie to denerwowało. Bo jak to, nawet nie chce wysłuchać moich argumentów? Nie chce zobaczyć, spróbować, przecież jak mu nie zasmakuje, to nie musi jeść, ale niech chociaż spróbuje!

Inność Tobka często jest też widoczna podczas spacerów. Pola zawsze szła grzecznie za rękę, nie wchodziła, nie wbiegała na ulicę. Nie puszczała się przed siebie, nie patrząc gdzie ja jestem i czy właśnie nie wbiega na pasy nie rozglądając się na boki. Tobek często woli iść sam, zaczyna nagle biec, na moje „Stój! Ulica!” często reaguje w ostatniej chwili przyprawiając mnie o zawał serca. Muszę być ciągle czujna.

A wracając do pikniku… Do każdej atrakcji niestety były kolejki, więc swoje musieliśmy w każdym miejscu odstać. Stojąc przed dmuchanym zamkiem, musiałam Tobka trzymać na rękach. Trochę mnie to irytowało, bo jednak mając prawie 4 lata waży już trochę, a jednak ciągle prosi, żeby go wziąć na ręce. Zwłaszcza jak jesteśmy w miejscach, gdzie są inni ludzie. Na dmuchanym zamku poskakał i pozjeżdżał. Potem poszliśmy na lody i zaliczyliśmy jeszcze huśtawkę. A gdy z lodami usiedliśmy na ławce w cieniu to… ku mojemu zdziwieniu – Tobek w 2 sekundy zasnął na moich kolanach! Pospał jakieś 15-20 minut, po czym wstał i stwierdził, że teraz możemy już iść do domu, choć piknik w parku wcale się nie skończył.

I jak tak sobie potem to analizowałam to doszłam do wniosku, że jego nagłe zmęczenie wynikało chyba bardziej z hałasu i dużej ilości ludzi niż ze zmęczenia fizycznego. Że ta ilość ludzi, dźwięków i „nowości” po prostu go przytłoczyła. Przypomniałam sobie też naszą wizytę na Uniwersytecie Rolniczym 2 tygodnie temu, gdzie organizowano „Dni Owada” (może widziałaś filmiki z tego wydarzenia na moich Stories?). Tam było jeszcze więcej ludzi, był jeszcze większy ścisk i Tobek też większość czasu chciał spędzić „na rękach”. Wtedy też mnie to wkurzało, bo 18 kg to już spory ciężar! I trochę byłam zła na syna, że zachowuje się jak małe dziecko, że jest leniuszkiem i nie chce iść sam, tylko woli być noszony. I oczywiście najlepiej, żeby na rękach niosła go mama! Inne dzieci, nawet mniejsze trzymały rodziców za ręce i chodziły same, a mój 4-latek nic tylko „na rączki”!

I dopiero teraz dotarło do mnie, że ta jego potrzeba „bycia na rękach” wcale nie wynikała z lenistwa. Że to lęk? strach? przed nowym miejscem i dużą ilością OBCYCH ludzi. A gdzie dziecko czuje się najbezpieczniej? Przy mamie ;D To, co mnie wkurzało i irytowało, okazało się mieć zupełnie inne podłoże niż sądziłam. To nie lenistwo, czy wygodnictwo. To po prostu potrzeba bezpieczeństwa i bliskości.

Kolejny raz przekonałam się jak prawdziwe były słowa Pani Gosi, terapeutki integracji sensorycznej Tobiśka, która na zakończenie naszej rocznej przygody w poradni powiedziała, że muszę być czujna. Że mogą być okresy, kiedy wszystko będzie okej, a za chwilę wrócą „stare problemy” albo pojawią się nowe. I kurcze, wydawało mi się, że jestem czujna! Że przecież „tyle wiem o zaburzeniach sensorycznych”. Ciągle coś czytam, wymyślam rozwojowe zabawy, kombinuję jak wzmocnić jego pewność siebie, umiejętności motoryczne, koncentrację.. Poza tym na tylu polach Tobiś zrobił postępy, że jakoś nie spodziewałam się „nowych” trudności z zupełnie innej strony niż sensoryka: dotyk, równowaga, czy czucie głębokie… A jednak nie zorientowałam się, o co tym razem chodzi! Z góry zakładałam, że powinien zachować się w określony sposób, a jego inna reakcja powodowała u mnie czasem wkurzenie.

I tak sobie wczoraj pomyślałam, że rację miał ten, kto powiedział, że rodzice by chcieli, aby dziecko zachowywało się w TAKI albo SIAKI sposób. I ciężko jest nam zaakceptować inny wybór dziecka. Jego inność. Jego inne podejście do tematu, bo z góry zakładamy, że nasze podejście / nasz pomysł jest najlepszy i najoczywistszy!

A wracając do weekendowego Pikniku.. Pola od małego uwielbiała wszelkie zajęcia dla dzieci, warsztaty, zabawy.. Myślę, że gdybyśmy ją wzięli na taki piknik gdy miała 4-5 lat, to nie wyszlibyśmy z niego przed zamknięciem wszystkich stoisk. Na każdym by chciała spędzić trochę czasu, w każdych zajęciach, warsztatach plastycznych chciałaby wziąć udział. Nie przeszkadzałoby jej nawet to, że nikt z rodziców nie stoi za jej plecami. Tobek po pierwsze nie lubi prac plastycznych, a po drugie nie zostanie sam w obcym miejscu nawet na minutę. Kiedyś mnie to trochę denerwowało. Bo jak to? Ktoś oferuje mu fajną zabawę, z innymi dziećmi, a on nawet nie chce dowiedzieć się o co chodzi? Nic, tylko z mamusią za rączkę albo na rączkach mamusi! Mamisynek! Dziś wiem, że lęk przed „obcym” jest u niego tak duży, że potrzebuje czuć blisko siebie rodzica.

Tobek nie będzie jak Pola siedział przy stoliku i malował wazonik ze słoika. Nie będzie robił serduszka z masy solnej razem z dziećmi, których nie zna. Nie pójdzie bawić się z resztą dzieci na chuście animacyjnej. Jest inny od Poli na wielu płaszczyznach, również na tej z hasłem „odwaga”. Ich inność jest widoczna praktycznie na każdym polu!

Pola ma prawie 12 lat. Wiele w jej zachowaniu mnie denerwuje. Ja odkąd pamiętam musiałam mieć w pokoju porządek. Nie byłam w stanie się uczyć, jeśli na biurku było zbyt dużo rzeczy. W szafie zawsze miałam ubrania ładnie poskładane w kostkę, a książki na półce równo ułożone. Nikt mi nie musiał przypominać o porządku, po prostu w bałaganie źle się czułam i sama tego porządku w swoim pokoju pilnowałam.

Pola w pokoju ma wielki nieład artystyczny, a na biurku ma tyle wszystkiego, że uczy się na łóżku, bo na biurku nie ma miejsca na zeszyt i książki… Oj, jak mnie to wkurzało! Jak można się uczyć w takim bałaganie? Przecież nic do głowy nie wejdzie w takim otoczeniu! Dopiero Mariola Kurczyńska w swojej książce wyjaśniła mi, że niektórzy ludzi potrafią się uczyć jedynie chodząc po pokoju, a inni siedząc i pstrykając długopisem lub stukając ołówkiem w biurko. I to jest ok! I trzeba to zaakceptować. Więc uznałam, że jeśli Poli bałagan nie przeszkadza, to cóż.. Ile razy mogę ją prosić o posprzątanie tego grajdołka, skoro milion pińcet nie wystarcza? Odpuściłam więc temat i do jej pokoju zaglądam jedynie wtedy, kiedy muszę.

To niestety nie wszystkie moje „rozczarowania” „innością” córki. Z czasów szkolnych pamiętam, że dobrze sprawdzała się zasada – nauczyć się pierwszych kilku lekcji i zgłosić się do odpowiedzi. Dzięki temu można złapać dobrą ocenę i nawet jeśli potem dostanie się gorszy stopień z niezapowiedzianej kartkówki, czy klasówki, to ta piątka podciągnie ocenę końcową. Próbowałam ten patent sprzedać Poli, ale gdzie tam.. Nie była zainteresowana. Zresztą szkoła, nauka i oceny jakoś tak średnio ją stresują. Ze swoich czasów pamiętam, że gdy człowiek nie miał zadania albo zapomniał czegoś na plastykę to się stresował, kombinował co tu zrobić, żeby nie dostać pały albo „bz” do dziennika. A Pola? Ma luuuuz… Oj tam, najwyżej dostanie pałę, którą potem jakoś poprawi..

Nie ma w sobie tego wewnętrznego żołnierza, którego ja miałam (i wciąż mam) i który mówi, że coś trzeba zrobić na czas. Zresztą pisałam o tym w poście, w którym tłumaczyłam jak zdalne nauczanie zepsuło mi dziecko. Niestety rozmowy i tłumaczenia nie wiele tu zmieniają. Ona po prostu ma inny charakter niż ja i bardzo długo dochodziłam do tego, aby ten fakt zaakceptować. Zresztą wciąż na wielu polach jeszcze z tym walczę..

Czytam mądre książki, słucham czasem webinarów i mam wrażenie, że albo moja córka jest z innej planety, bo większość tych rad na nią nie działa albo te rady sprawdzają się, ale niestety nie u nastolatek. Najczęstsza rada „porozmawiajcie spokojnie” u nas bardzo rzadko ma rację bytu, bo Pola od początku rozmowy przybiera postawę atakującą. Czyli ma podniesiony głos i jak usłyszy coś, co jest nie po jej myśli albo jest to uwaga pod kątem jej zachowania – krzyczy „Nie mów już o tym więcej!” i wychodzi wzburzona do swojego pokoju.

Codziennie obserwuję moje dzieci. Każde z nich jest inne. Chciałabym, żeby zachowywały się w niektórych sytuacjach tak, jakbym tego oczekiwała. Ale… rzadko tak się dzieje 🙂 Dużo czasu zajęło mi oswojenie się z tym, że Tobiś to nie będzie druga Pola! Że jest wstydliwy, nieśmiały, woli zostać w domu, niż iść w nowe miejsce. Ile muszę się nagadać, żeby go zachęcić do wyjścia po raz pierwszy do bawialni albo do parku innego niż ten obok naszego domu!

Gdy się urodził, jakoś z góry założyłam, że będzie jak z Polą – dziecko będzie spało, jadło i robiło do pampersa. I że to, że Pola od małego była bezproblemowym dzieckiem to zasługa tego, jak dbałam o siebie w ciąży i jej wychowania. O naiwna ja! 😀 Zupełnie nie wzięłam pod uwagę faktu, że jest jeszcze coś takiego jak charakter. I że mój pobyt w szpitalu pod koniec ciąży, może spowodować coś takiego jak zaburzenia integracji sensorycznej… No i że moje kolejne dziecko będzie inne, że może mieć jakiekolwiek problemy rozwojowe, czy fizyczne. Ale tego chyba nikt nie bierze pod uwagę będąc w ciąży i chyba dlatego potrzeba potem czasu, aby zaakceptować fakt, że nie jest tak, jak sobie to wymarzyliśmy..

Codziennie staram się zrozumieć ich inność i ją zaakceptować. Bywa ciężko. Często buzuje we mnie złość, no bo jak to, dlaczego robią SIAK, skoro im powiedziałam, żeby zrobili to TAK? Tobiś ma swoje problemy sensoryczne, Pola wkracza w okres dojrzewania. Każdy ma „trudny czas” i nie jest lekko. Potrzeba dużo cierpliwości, jeszcze więcej zrozumienia i czasem odpuszczenia. Dla własnego dobra i dobra ogółu 🙂

Każdy z nas chciałby, aby jego dziecko było idealne i zachowywało się tak, jakbyśmy tego chcieli. Ale czy my, w każdej sytuacji zachowujemy się tak, jak tego oczekuje społeczeństwo? Rodzina? Szef? Koleżanka z pracy? Inność jest wszechobecna, po prostu ją zaakceptujmy 🙂

Zdjęcie autorstwa Mosharrof MoHo / Pixabay.

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj