Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Nie takie macierzyństwo mi się marzyło

Przeczytałam ostatnio o matce, która oddała swoje dzieci do Domu Dziecka. Powód? Bo jej nie słuchały. Gdybym przeczytała to 4 lata temu, pomyślałabym „Bosze, co to za matka? Chyba nie powinna rodzić dzieci, skoro nie potrafi ich ogarnąć i oddaje do bidula..?!” Ale dziś, mając w domu małego szoguna mam dużo więcej tolerancji i zrozumienia dla mam, które rzucają mięchem, talerzami i po cichu płaczą w poduszkę. Pomyślałam, że ta kobieta musiała być naprawdę zdesperowana lub na skraju wyczerpania psychicznego. Że strasznie mi jej żal i jej współczuje. Nie znam jej, nie czytałam całej historii, a jedynie tytuł. A że nie był to mój najlepszy dzień w roli mamy, to tylko kiwnęłam głową ze zrozumieniem po przeczytaniu nagłówka.

Mama jednego dziecka

Co się zmieniło w mojej głowie? Dużo! Będąc mamą jednego dziecko wydawało mi się, że każde dziecko jest takie jak moja córka. Bezproblemowe! Jak powiesz „Nie dotykaj!” to nie dotknie. Jak powiesz „Idziemy się kąpać!” to usłyszysz jedynie okrzyk radości. Postawisz zupę dyniową na stole, pierogi, czy gulasz – wszystko zniknie bez marudzenia. Gdy jakaś mama skarżyła się na swoje dziecko, że nie chce jeść, nie słucha jej, maluje po ścianach, czy nie chce ubrać kurtki – twierdziłam, że pewnie robi coś „nie tak” . Źle gotuje, za mało rozmawia z dzieckiem, może za dużo krzyczy, za mało tłumaczy?… Ale jak mówi przysłowie – punkt widzenia, zmienia się od punktu siedzenia. 3 lata temu urodził się Tobiasz. I moje pojęcie „macierzyństwa” i „słodkiego niemowlaka” szybko zostało obalone.

Moje trudne dziecko

Tobek od początku był trudnym dzieckiem. Dużo płakał, dużo jęczał. Wolniej się rozwijał. Nie znosił jazdy samochodem. Wiedziałam, że są dzieci określane jako high need baby, ale nie do końca pasował do ich charakterystyki. Nie lubił być przytulany, nie zasypiał na mnie, nie dawał się zawinąć w chustę, czy wsadzić do nosidła. Wiedziałam i czułam, że coś jest nie tak, ale długo nie potrafiłam dojść do tego o co chodzi z moim dzieckiem. Pediatrzy mówili „Wyrośnie z tego” lub „Taki typ się Pani trafił..„. A ja czułam, że to nie jest kwestia „charakteru”.

W takich sytuacjach najgorsze jest to, że matka czuje, że coś jest nie tak, ale niestety ze wsparciem kiepsko. Ojcowie z reguły podążają w rodzicielstwie za wskazówkami żony-matki. Nie każdy ma instynkt tacierzyński tak mocny jak instynkt macierzyński u kobiet. Babcie z reguły komentują w stylu:„A mówiłam, żebyś tyle nie nosiła, rozpuściłaś i teraz masz!”. I najczęściej mama jest w tym wszystkim sama. A jak do tego dołożymy koleżanki opowiadające cudowne historie o swoich dzieciach, to w zasadzie zostaje nam wpaść w depresje lub rzucić się z balkonu. A spróbuj szukać pomocy w Internecie! Trafisz tam w większości na słodko-pierdzące zdjęcia pięknie ubranych, czyściutkich bobasków na rączkach mam ubranych równie pięknie, z czerwonymi ustami i fryzurą prosto od fryzjera. I podpisem: „Nasz zwyczajny dzień!„.

Zwyczajny dzień

A u Ciebie ten normalny dzień zaczyna się o 4:30, bo bombelek dłużej nie pośpi. Z dzieckiem na rękach zaparzasz pierwszą kawę o 5 rano. Przy okazji rozlewasz mleko, ale nie masz go jak posprzątać, bo dziecko właśnie narobiło w pampersa i biegniesz do łazienki pozbyć się smrodku i zmienić mu pieluchę. Zauważasz, że przy okazji ubrudziło sobie spodenki. Przy próbie przebrania wrzask, bo dziecko nie ma ochoty się przebierać. Zmieniasz pieluchę przy akompaniamencie wrzasków, jedną ręką trzymasz nogi, którymi dziecko wierzga, drugą podkładasz szybko pieluchę. Trzeba nie lada sprytu, żeby misja zakończyła się sukcesem. Krzyki budzą Pana Tatę. Wstaje i robi dla wszystkich śniadanie. Zjadasz kanapkę siedząc na dywanie i bawiąc się z dzieckiem. Inaczej się nie da, bo znowu będą wrzaski.

Mąż wychodzi do pracy, pakujesz dziecko do wózka i idziesz z nim na spacer połączony z zakupami. Bombelek momentalnie zasypia. Też byś pospała, ale kto wtedy zrobi zakupy i ugotuje obiad? Niestety nie masz pod ręką pomocnej babci, ani cioci. Wczoraj zamawiałaś pizzę, więc dziś wypadałoby coś ugotować. Przynajmniej „wiesz co jesz” . Wracasz z zakupów, zaczynasz robić obiad – ta dam, koniec drzemki. Robisz sobie kolejną kawę, bierzesz do ręki banana i znowu schodzisz do poziomu dywanu, żeby bawić się z dzieckiem. Każda próba odejścia od malucha kończy się wrzaskiem. A tu pranie trzeba nastawić, skończyć zupę .. Ech.. No i gdzie tu czas i ochota na zrobienia make up’u do zdjęcia z serii „nasz zwyczajny dzień”?

Albo taka historia..

Mamooo!„…”Mamooo!” Budzisz się. Patrzysz na zegarek – 6:34. Czyli nawet pospałaś. Idziesz do pokoju syna i po buziaczku i przytulasku słyszysz, że dziecko jest głodne. Idziesz z nim do kuchni. Chce banana. Ok, bierzesz banana, odrywasz skórkę. Nieee! I już jest pierwsza afera. To dziecko chciało oderwać skórkę. Ups. Podajesz drugiego banana. Nieee! Tego nie chce, ono chciało tego pierwszego, z którego zaczęłaś zdejmować skórkę. Podajesz go dziecku. Nieee! Przecież ono ma zdjętą skórkę, a to dziecko chciało ją zdjąć. Bierzesz głęboki wdech i tłumaczysz, że jak już skórka jest zdjęta, to nie da się jej „przykleić”. Zaczyna się ryk.

Szybko otwierasz lodówkę i pytasz, czy może jednak dziecko nie chciałoby jogurtu jagodowego do picia? Chciałoby. Uff, pierwszą aferę udało się szybko zdusić. Grunt, to umieć szybko coś wykombinować i odwrócić uwagę. Co prawda w jednej mądrej książce pisali, że odwracanie uwagi nie jest dobre, ale czasami masz dość tego ciągłego wycia i robisz wszystko, aby zminimalizować ilość wrzasków w ciągu dnia. Emocje dziecka są ważne, ale Twoje zdrowie psychiczne też.

Kolejne wyzwanie – ubranie się. Majtek nie założy, skarpetek nie chce. Piżamy nie zdejmie. Kombinujesz jak możesz. Pytasz, czy chce majtki w paski, czy w dinozaury? Czy bluzę w literki, czy z autami? Co do majtek to jest kategoryczny sprzeciw, ale bluza może być w auta. Uf, jedno wybrane. Tyle, że bombelek wciąż nie chce zdjąć piżamy. Czas leci. Za 20 minut musicie wyjść z domu, inaczej nie zdążysz do pracy. A tu jeszcze trzeba się ubrać, zjeść śniadanie i się wymalować.. Dobra, makijaż odpuszczasz. Tylko podkład, puder i tusz do rzęs. Minimum z minimum, żeby ludzi nie straszyć worami pod oczami i niedoskonałościami na twarzy jak to się ładnie mówi.

Kanapkę zjecie w aucie. Ale ubrać się trzeba w domu. I jeszcze zęby umyć. Trochę w żartach, trochę na siłę udaje się ubrać dziecko. W przelocie myjecie zęby, buty, zakładacie kurtki i do auta. W samochodzie kolejne afera, bo w domu został ulubiony miś. Trudno, nie masz czasu, żeby się wracać. Znowu próbujesz odwrócić uwagę dziecka – „Zobacz, tam stoi koparka i kopie dół! O, zobacz, przed nami jedzie autobus. Będziemy go gonić?” . Przed żłobkiem poranna drama. „Ja nie chceeeee! Chceeee do domu!” Ech, jak żyć?

Praca przy tych ciągłych awanturach o pierdoły to odskocznia i odpoczynek. Ale tylko na kilka godzin, bo popołudniu dzieją się kolejne dramaty. Skręciłaś w lewo, a miałaś jechać prosto. W domu mąż się z Tobą przywitał i dał Ci buziaka, a przecież „Mamusia jest moja!” i nikt inny nie może jej przytulać. Nie zdejmie butów, bo chce iść do parku. Kij z tym, że Tobie zaraz pęknie pęcherz i musisz iść szybko do toalety. Dziecko chce do parku i nie ma zmiłuj się. Drze się tak, że na drugi dzień sąsiadka zapyta dyskretnie co się u Was działo popołudniu, bo słyszała krzyki. I to nie przez ścianę, bo nie mieszkacie w bloku. Była u siebie w ogrodzie, a u Was było uchylone okno w kuchni. Słyszała przez ogród.

Potem jeszcze zawaliłaś, bo nalałaś sok nie do tego kubka, tylko do tamtego. No i musiałaś akurat wtedy podać kolację, gdy dziecko chciało się bawić. A przecież zabawa nie może poczekać. Jesz, a dziecko ciągnie Cię z wrzaskiem za rękaw w kierunku podłogi. Tłumaczysz spokojnie, że pobawicie się jak zjesz. To się dziecku nie podoba. Rzuca autem o podłogę, a potem ciągnie firankę tak mocno, aż się urywa i spada na ziemię. Dziecko stoi zadowolone. Mama w końcu wstała od stołu. Co prawda ma dziwną minę, ale wstała. Sukces. Pytanie tylko dla kogo? Bo mama ma wku%* na końcu nosa.

Kiedyś wpadłam na profil Zuzy Skrzyńskiej i przeczytałam u niej wspaniałe hasło „chujedziałek” . Normalnie idealne określenie dnia, o którym chciałoby się powiedzieć „niech się już skończy, zanim mnie wykończy!” . Jeśli nie znasz Zuzy, a miewasz wyrzuty sumienia za swoje negatywne uczucia, wpadnij na jej fanpage, a szybko przekonasz się, że matka też ma prawo być wkurzona. Ma prawo do złości, puszczania dymu uszami i rzucania ku$%ami.

Rzeczywistość kontra instagram

Nie takie macierzyństwo mi się marzyło.. I nie na takie czekałam! Pewnie niejedna mama myślała i myśli podobnie. W mediach widzimy tylko słodkie, uśmiechające się, leżące spokojnie bobaski. Koleżanki raczej też nie skarżą się na swoje dzieci. Przecież skarżenie się na swój ogródek nie jest w modzie! Na topie jest chwalenie się stylowym pokojem, modnym ciuchem i uśmiechem bombelka. Ulane mleko na swetrze mamy, czy porozwalane po całej podłodze zabawki źle wyglądają na insta, więc kto by to pokazywał? I kogo by interesował widok dziecka rzucającego zabawkami gdzie popadnie?

Pochwal się swoim dzieckiem

Kto by się chwalił tym, że jego dziecko potrafi przez pół godziny wyć do księżyca, bo to Ty wpuściłaś do domu psa z ogrodu, a nie ono? Siadłaś przy stole na miejscu, na którym ono chciało usiąść? A może zdjęłaś mu czapkę, a dziecko chciało to zrobić samo? Może poszliście nie tą alejką w parku, którą chciało albo po prostu wstało lewą nogą i jęczy od rana? Wzięłaś nie to autko do zabawy, założyłaś nie te majtki co trzeba, w zupie pływa ziemniak, a dziecko chce makaron…

W zimie nie ubierze czapki i szalika, bo je gryzie w szyję. W przedszkolu nie chce robić zwierzątek z plasteliny, rysować farbami i brać udziału w niektórych zabawach. Wchodzi na stoły, czasem ugryzie inne dziecko, rzuca zabawkami, czasem jedzeniem. Być może ma problemy neurologiczne? Może w fazie ekscytacji macha rękami, uderza głową o podłogę? A może wpada na meble lub inne osoby, potyka się o własne nogi albo wchodzi za kanapę i nie chce stamtąd wyjść? Znasz to?

O tym nikt nie będzie opowiadał! Bo czym tu się chwalić? Że Twoje dziecko ma problemy? Że ma zaburzenia? Przecież kiedyś tego nie było, to na pewno jakiś wymysł współczesnych czasów! Albo tych, o – specjalistów, żeby kasę od Ciebie wyciągnąć! Powiedz, ile razy słyszałaś, że rozpuściłaś dziecko albo nie umiesz wychować? Ile razy płakałaś wieczorem w poduszkę albo zamykałaś się w łazience, żeby nikt nie widział Twoich łez? Ile razy rzuciłaś mięchem pod nosem albo deską do krojenia w podłogę? (ja raz i deska złamana.. ale to na pewno dlatego, że kiepska była 😉 Ile razy brałaś głęboki wdech i wydech, liczyłaś do 10 i czekałaś aż Ci ciśnienie opadnie, żeby nie powiedzieć czegoś, co będziesz potem żałowała? Albo nie zrobić czegoś, czego normalnie byś nie zrobiła?

Wszystko mija, nawet najgorsza chwila

Bywa ciężko, ale bywa też fajnie. Jak w życiu. Raz z wiatrem, raz pod wiatr. Czasem trzeba zacisnąć zęby, a czasem się uśmiechnąć i otrzeć łzy wzruszenia. Tyle emocji, ile mi towarzyszyło w tych 3 latach macierzyństwa, nie towarzyszyło mi przez cały okres bycia mamą prawie 11-letniej Poli. Tobek funduje mi jazdę na rollercoasterze od samego początku. I niestety to nie minie. Bo z zaburzeń integracji sensorycznej się nie wyrasta. Można wiele wypracować. Ale tu niestety nie sprawdzi się powiedzenie, że wszystko mija – nawet najgorsza chwila. Jasne, z wiekiem pewnie będzie lepiej, bo Tobek będzie coraz lepiej rozumiał otaczający go świat. Przynajmniej taką mam nadzieję. Ale jego układ nerwowy nagle nie zmieni się na prawidłowy. Trudności będą mu towarzyszyć przez całe życie..

Po co o tym wszystkim piszę? Żeby powiedzieć Ci, że jeśli Twoje dziecko nie jest „książkowe” to nie jesteś w tym sama. Dzieci są różne – to oklepane powiedzenie, ale prawdziwe w 200%. Mój syn z nad- i podwrażliwością dotykową, z problemami czucia własnego ciała, problemami z samoregulacją i z wrażliwością słuchową jest totalnie inny od swojej starszej siostry. Praktycznie przez pierwsze 2 lata nie chciał się przytulać. Teraz przychodzi co chwilę i pyta:”Potulimy się mamusiu?” czym rozmiękcza moje serce i sprawia, że rzucam wszystko i się przytulamy 🙂

Bywa też, że wkurza mnie tak, że mam ochotę wyjść i nie wrócić. Czasem jego ciągłe wycie od rana o nic i usilne postawienie na swoim „bo ja chcę teraz!” powoduje, że mam wszystkiego dość! Jest uparty jak osiołek i gdy coś idzie nie po jego myśli, zaczyna się wrzask, wiszenie mi na nodze albo ciągnięcie mnie za rękę. Najchętniej nałożyłabym wtedy na siebie czapkę-niewidkę i schowała się tak, żeby mnie nikt nie znalazł. A ile to razy zastanawiałam się po co mi było kolejne macierzyństwo? Nie pytaj!

A potem ten mój mały, uparty zbój przychodzi i szepcze mi na ucho „Mamusiu, kocham Cię” i serce mi mięknie. Albo podchodzi, żeby podzielić się ciasteczkiem lub dać mi spróbować swoją wodę do picia. „Ale pyśne!” zawoła jedząc moje placuszki albo podbiegnie dać buziaka bez powodu.

Bywa słodki i kochany, uparty i nieznośny. Jak dziecko.

Aktualnie z powodu Tobkowego przeziębienia mam totalny rollercoaster. Jednego dnia jest wszystko super, drugiego dnia mam ochotę spakować się i wyprowadzić ze swojego życia. Potem emocje opadają, głos rozsądku mówi „To jeszcze dziecko, on nie jest złośliwy, on sam nie wie co chce, spróbuj go zrozumieć” . I staram się postawić na jego miejscu. Czasem to pomaga. A czasem dalej nie wiem o co te jego wrzaski i wycie. Do tego dochodzi aspekt „niezrozumienia” wynikający z faktu, że Tobek mówi niewyraźnie. Chce coś powiedzieć, ja tego nie rozumiem, proszę żeby powtórzył, powtarza, a ja dalej nie kumam. Po 2, 3 razach zbój zaczyna się złościć, że go nie rozumiem, a ja nie wiem co robić, bo choć się staram to choinka, nie rozumiem jego języka. Ale zmieniamy od września logopedę, może to coś da?

Trzymaj się! I pamiętaj, nie jesteś sama!

Zdjęcie autorstwa Noah Buscher z Unsplash.

Jeśli też masz w domu małego sensoryka to być może zainteresuje Cię mój wcześniejszy wpis, w którym polecałam najlepszą książkę dla rodziców dzieci z zaburzeniami SI!

A jeśli podejrzewasz u swojego dziecka zaburzenia i nie wiesz, gdzie udać się po pomoc – zobacz wpis, w którym podpowiadałam gdzie szukać pomocy!

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

    • Nie, pediatrzy twierdzili, że syn „z tego wyrośnie”. Diagnozę zasugerowała mi najpierw przyjaciółka, potem pani w żłobku. Pierwsza diagnoza w wieku 18 miesięcy to była porażka. Druga diagnoza pół roku później u prawdziwej terapeutki przyniosła informację, że syn ma wrażliwość słuchową (reagował na wszystkie dźwięki typu przelatujący nad domem samolot – słyszał go będąc w domu, śmieciarka za oknem itp.), nadwrażliwość i podwrażliwość dotykowa, problemy z czuciem głębokim, równowagą i samoregulacją sensoryczno-motoryczną.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj