Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Blog dla rodziców nie tylko małych dzieci

Jest (prawie) dobrze

Tydzień temu zaczęłam pisać o tym, jak inaczej nam się teraz żyje. Jakie Tobiś zrobił postępy w rozwoju i że zupełnie nie przypomina siebie sprzed 2 lat! Ale gdy wpis był prawie skończony, jak na złość przyszedł dzień, w którym wróciły jego wcześniejsze zachowania! Był dzień buntu, wrzasków, marudzenia o wszystko i zero chęci współpracy. Opadły mi na chwilę ręce. „Na chwilę”, bo kolejnego dnia już wiadomo było skąd ta zmiana w zachowaniu. Zapalenie krtani.. I wszystko jasne.. :/

Siedzimy więc od kilku dni razem w domu i oprócz tego, że bywają momenty „trudne”, to jednak każdego dnia widzę jak bardzo od ostatniego chorowania Tobiś się zmienił! Za 3 miesiące skończy 4 lata. I tak sobie kiedyś wspominałam, że gdy Pola się urodziła to co jakiś czas myślałam sobie „O, teraz jest najlepszy czas! Niech tak zostanie!„. Pola była noworodkiem książkowym. Jadła, spała i robiła w pampersa. Rozwijała się prawidłowo, mało płakała, dużo się uśmiechała. Praktycznie zero problemów! Tobek za to od urodzenia był „trudnym dzieckiem”. Pisałam o tym trochę w jednym z postów poświęconym naszej codzienności.

Ciężko było przy nim być szczęśliwą, uśmiechniętą mamą – taką, jaką byłam przy Poli. Przy nim byłam wiecznie zmęczona, często bezsilna i wkurzona. Nie czułam radości w macierzyństwie. Ratowała mnie myśl, że „ten etap” na pewno kiedyś się skończy i będzie lepiej! Nie wiedziałam tylko, kiedy to nastąpi i ile jeszcze czeka mnie dni z jęczeniem od rana do wieczora, czy darciem się w aucie podczas jazdy po Polę do szkoły. I naiwnie liczyłam na to, że kolejny etap będzie lepszy 😀

Myślę, że gdyby pani przedszkolanka nie pokierowała nas do odpowiedniej terapeutki integracji sensorycznej i gdyby nie mój upór, aby nas przyjęto do Poradni Pedagogiczno-Psychologicznej, to być może wciąż byłabym sfrustrowana, a Tobek jęcząco-marudzący. Ale na szczęście jesteśmy już po rehabilitacji i po terapii. Po drodze przeczytałam też kilka książek, odbyłam wiele rozmów na temat integracji sensorycznej i dziś wiem dużo więcej niż 2, czy 3 lata temu. I myślę, że ta wiedza ratuje mnie od niepotrzebnych nerwów w wielu sytuacjach. Choć nie powiem, bo i moje magiczne kropelki z ashwagandą na uspokojenie też mi sporo dały!

opiniemamy postępy w rozwoju

Wczoraj, a dziś

Pamiętam poprzedni okres choroby Tobka. Pisałam o tym kilka miesięcy temu… Siedzieliśmy głównie w jego pokoju bawiąc się, układając klocki, robiąc korek z aut, czy czytając bajki. Nie byłam w tamtym czasie w stanie usiąść do komputera nawet na 2 minuty. Moje próby wyjścia podczas zabawy do toalety albo do kuchni po kawę były okupione wrzaskiem Tobka „Nie idź!„, ciągnięciem mnie za spodnie i generalnie małym terrorem. Po kilku dniach byłam wyczerpana psychicznie siedzeniem z nim w domu. Czułam się jakbym się dusiła. O wszystko był wrzask!

Teraz jest zupełnie inaczej! Bywa tak, że przez dłuższą chwilę Tobek bawi się sam, a ja spokojnie w tym czasie ogarniam obiad, czy robię sobie kawę. Gdy idę do łazienki, nikt za mną nie biegnie i nie muszę robić siku z dzieckiem na kolanach.. Ba, dziś nawet poszłam szybko pod prysznic zostawiając Tobka w salonie z włączoną bajką. Rok temu nawet wysikać się w spokoju nie mogłam!

Zabawa bez mamy

Coraz częściej bawi się sam w swoim pokoju lub w salonie. Gdy mnie nie woła, nie przeszkadzam mu, nie wchodzę do pokoju. Zerkam jedynie, czy wszystko u niego okej, jeśli zbyt długo jest cisza.. Bo jak wiadomo, taka cisza może zwiastować coś, czego byśmy nie chcieli – na przykład pojawieniem się nowych rysunków na ścianie albo na meblach, czy zjedzeniem ziemi spod kwiatka 😉 A jeszcze kilka miesięcy temu nie chciał nawet sam zostawać w pokoju! Było to dość frustrujące, bo przecież nie wychodziłam z domu, tylko do pokoju obok. I to z reguły na minutę lub dwie! Złościł się wtedy, stawał w drzwiach, żebym nie wyszła albo po prostu przerywał zabawę i szedł ze mną. Jak cień. Tak jakby bał się zostać sam.

Nie wiem skąd u niego się to brało? Zawsze chcąc wyjść z pokoju mówiłam mu gdzie chcę iść i po co. Ale to nie pomagało. Nie wiem, może potrzebował więcej czasu na to, aby móc poczuć się bezpiecznie bez mamy obok?

Postępy w rozwoju

Widzę, że bawiąc się autami sam sobie opowiada historie, udaje że jest kierowcą żółtego auta, potem niebieskiego, rzuca hasła zasłyszane w bajkach, co często brzmi dość zabawnie. Zresztą w ostatnim czasie Tobiś zrobił się takim naszym małym wesołkiem. Kiedyś głównie jęczał i marudził. Teraz dużo się śmieje, zdarza mu się żartować, wygłupiać, no i rozczula nas wołaniem „Polciu, siostrzyczko moja kochana, czy dasz mi..?” albo „Mamusiu moja kochana, czy możesz..?„. No i jak takiemu słodziakowi odmówić, no jak? 🙂

Widzę też, że w jego wypowiedziach pojawia się coraz więcej nowych słów. I pomimo tego, że nie udało nam się dostać na terapię logopedyczną do poradni, to z jego mową jest coraz lepiej. Coraz częściej prawidłowo wymawia wyrazy z „sz”. Wcześniej mówił „siśka”, dziś jak się skupi to powie prawidłowo „szyszka” albo przynajmniej jedno „sz” wymówi dobrze. Miał też problemy z wypowiedzeniem „w”, czy z „z”.. no i czasami jego monolog był niezrozumiały. Myślę, że sporo tu zasługi pań w przedszkolu i zabaw jakie proponują dzieciom, jak i naszych zabaw i ćwiczeń w domu. Staram się, aby Tobek w domu jak najwięcej bawił się rękami, zgodnie z teorią mówiącą, że ośrodek ręki leży blisko ośrodka mowy. I widzę, że to daje dobre efekty!

Przedszkole

Jeśli jesteś ze mną dłużej, to być może pamiętasz nasz etap żłobkowy i to, że Tobek praktycznie dzień w dzień, a w zasadzie to ranek w ranek płakał i nie chciał zostawać w żłobku. I tak było przez prawie rok! Jak go odbierałam to był wesoły i zadowolony, ale codziennie rano był dramat. Trudno mi powiedzieć, co było powodem. Tobek późno zaczął mówić, więc nie było opcji, żeby powiedział co jest nie tak. Dlatego też bałam się tego, co będzie w przedszkolu. Co prawda szedł tam z dziećmi z grupy przedszkolnej, bo przedszkole jest zaraz obok żłobka. Ale jednak to była duża zmiana. Nowe panie, nowa sala, sporo nowych dzieci.. Ale ku mojemu zaskoczeniu, Tobek już po dwóch tygodniach się zaklimatyzował ! Teraz do przedszkola biegniemy kto pierwszy. Tobek sam puka do swojej sali i sam wchodzi bez żadnego mrugnięcia, czy płaczu!

To naprawdę dla mnie duża ulga! I chyba jednak dobrze zrobiłam, że zostawiłam go w przedszkolu „przyżłobkowym”, bo widzę, że się w nim bardzo szybko odnalazł. Alternatywą było przedszkole integracyjne. Ale terapeutka Tobka po zakończonej terapii powiedziała, że nie widzi takiej potrzeby. Że w ciągu tych kilku miesięcy zrobił tak duże postępy, że powinien sobie poradzić w normalnym przedszkolu. Przyznam się, że trochę się wahałam przy tej decyzji, ale teraz widzę, że jednak dobrze zrobiłam.

Po zakończeniu pierwszego semestru rozmawiałam z panią opiekującą się grupą Tobka o jego zachowaniu i ogólnie o tym, jak sobie radzi na tle innych dzieci. Wiem, że w przedszkolu robią sporo różnego rodzaju prac plastycznych. Widać to chociażby po często zmieniającym się wystroju tablicy obok ich salki. A wiem, że Tobek za takimi zajęciami nie przepada. I tu znowu ku mojemu zaskoczeniu, pani powiedziała, że Tobiś chętnie bierze udział we wszelkich zabawach i zajęciach grupowych, że nie widać u niego w ogóle tego, że ma jakiekolwiek problemy „dotykowe”. Nie unika prac z plasteliną, czy bibułą, czyli materiałami mającymi fakturę. A kiedyś nawet by czegoś takiego jak bibuła nie dotknął!

Gdy go czasem podpytuje, czy uczyli się tego dnia jakiejś nowej piosenki, czy wierszyka najczęściej słyszę „Nie pamiętam!„. A potem w domu w trakcie zabawy nagle zaczyna coś pod nosem podśpiewywać, czego wcześniej nie słyszałam!

Wiem, że to wszystko można wytłumaczyć tym, że przecież jest dziś starszy niż rok temu, że przecież ciągle się rozwija, zdobywa wiedzę i nowe umiejętności. I to oczywiście jest prawdą. Ale wiedząc z jakimi trudnościami mierzyliśmy się rok, dwa temu i widząc, że po większości z nich dziś nie ma śladu, jestem z niego mega dumna, że zrobił tak duże postępy w rozwoju! Jak się ma dziecko, które nie rozwija się książkowo, to docenia się każdy mały, prawidłowo postawiony kroczek!

Mniej złości, więcej spokoju

Widzę też, że Tobiś stał się dużo spokojniejszy. Mniej się denerwuje i złości. Co nie znaczy, że jest oazą spokoju 😀 Ale kiedyś denerwował się byle czym i praktycznie co chwilę. Dziś zdarza mu się to dużo rzadziej, a jeśli już, to przynajmniej jest w stanie wysłuchać naszego wyjaśnienia i często to wystarcza, żeby jego złość minęła. Wydaje mi się, że na naszym przykładzie idealnie widać zależność – spokojny/ szczęśliwy rodzic = spokojne/ szczęśliwe dziecko. Kiedyś było tak, że Tobek nie wiadomo o co jęczał, marudził, pytałam, czy może jest głodny? A może chce mu się pić? Może chce pobawić się klockami, a może poczytać mu bajkę? Próbowałam zgadnąć o co chodzi i w sumie różnie z tym bywało. Czasem się udawało, a czasem nie.

Bywało, że złościł się o to, że podczas jedzenia zupy, kropelka spadła mu na spodnie. Nie, nie oparzyło go to, bo nigdy nie dostawał zupy gorącej. Po prostu miał mokrą kropkę na spodniach i to go potrafiło wkurzyć. On jęczał, ja nie mogłam dojść o co mu chodzi i też zaczynałam się denerwować. Tobek marudził coraz bardziej, a ja moja złość również rosła. I tak toczyło się nasze błędne koło. To się zmieniło, gdy zaczęłam stosować Ashwagandę w postaci kropelek. Mówiłam o tym nie raz na Stories. Choć początkowo podeszłam do tematu dość sceptycznie, to jednak po miesiącu stosowania stwierdziłam, że faktycznie mam więcej energii, mniej chce mi się spać w ciągu dnia i mam w sobie pokłady spokoju, o które bym sama siebie nie podejrzewała 😀

I chyba ten mój spokój, dzięki któremu praktycznie przestałam podnosić w domu głos i puszczać dym uszami udzielił się też Tobkowi. Może dzięki temu, że byłam bardziej spokojna i zamiast podniesionym głosem tłumaczyć mu, że nie może jeździć hulajnogą w kuchni i zniżałam się do jego poziomu spokojnie tłumacząc, że hulajnoga jest okej, ale niekoniecznie w domu? Nie zawsze to działało od razu, ale w większości przypadków jednak tak! A jak do tego jeszcze go przytuliłam to złość prawie od razu znikała 🙂

Ale ta metoda nie zawsze się jednak sprawdza. Wtedy próbuję klasycznie odwrócić jego uwagę od tematu złości, choć w jednej mądrej książce, o której kiedyś pisałam, autorka sugerowała, że nie jest to dobry sposób. Bo jest to brak szacunku do drugiej osoby. I że skierowanie uwagi dziecka na coś ciekawszego nie rozwiązuje problemu. Nie wiem, u nas pomaga i często jest to jedyne wyjście z sytuacji. Więc póki nie znajduję nic lepszego, to to stosuję.

Nad czym musimy jeszcze pracować?

Tobiś zrobił bardzo duże postępy w rozwoju, ale jednak są kwestie, nad którymi musimy jeszcze popracować. Kiedyś tego problemu nie mieliśmy, pojawił się dość niedawno. Strach przed nowymi osobami i w nowych miejscach! Gdy ktoś „nowy” przychodzi do nas do domu jest jeszcze ok. Ale gdy jesteśmy poza domem i spotkamy tam kogoś znajomego, kogo Tobek nie zna – chowa się za mnie, nie chce się nawet przywitać. Niby się wstydzi, ale myślę, że jednak bardziej się boi. Chodzimy od jakiegoś czasu na gimnastykę. W marcu zmieniliśmy grupę i chodzimy na wcześniejszą godzinę. Te zajęcia prowadzi inna dziewczyna. I jak tylko Tobiś ją zobaczył, schował się za mnie i powiedział, że nie wejdzie na salę, bo tam jest „obca pani”. Przez 15 minut tłumaczyłam mu, że oprócz tej „obcej” pani (swoją drogą bardzo miłej) jest jeszcze druga pani, którą zna i jest jego kolega. Że będę stała za szklanymi drzwiami i będzie mnie cały czas widział. Że nigdzie nie wychodzę, nie zostawiam go, pilnuję plecaka i jego bidonu. W końcu dał się przekonać, ale nie było łatwo.

Wciąż też bywa uparty, chce już teraz, nie lubi czekać. A jak musi poczekać, to bywa złośliwy. Przykład? Układa puzzle na podłodze. Ja kończę odpisywać na maila. „Mamo, skończyłem, choć ze mną na górę po autka„. Mówię mu, żeby poszedł sam, wybrał autka do zabawy, a ja za chwilę skończę pisać to przyjdę do niego i pomogę mu je znieść na dół. Na co Tobiś podchodzi do mnie, wyłącza laptopa i krzykiem żąda, żebym poszła z nim na górę już, teraz, a nie za chwilę. Na razie próbuję z tym walczyć tłumaczeniem, gramy też w gry, w których trzeba poczekać na swoją kolejkę. Nie jest źle, ale mam nadzieję, że dojdziemy do stanu, w którym będę mogła powiedzieć – jest dobrze!

Cóż, terapeutka Tobcia, cudowna Pani Gosia uprzedzała mnie, że Tobiś nie ma łatwego charakteru i nie będzie nam z nim łatwo 🙂

Anna
Annahttps://opiniemamy.pl
Na pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!

Podobne wpisy

Majówka 2024 za granicą

Najnowsze

Jak koraliki do prasowania z Ikea zrobiły mi dzień

Jakiś czas temu Tobi przyniósł z przedszkola "miecz" zrobiony z kolorowych elementów. Na pytanie...

Wakacje z dziećmi – czym się kierować przy wyborze...

No właśnie. Czym się kierować wybierając hotel, gdy na wakacje jedziemy z dziećmi? A...

Najpiękniejsza bajka o miłości dla dzieci

To jest absolutnie najpiękniejsza książka o miłości! Kupiłam ją jakiś czas temu z myślą...

Smutna autobiografia Matthew Perry’ego

Nie znam osoby, która nie znałaby serialu "Przyjaciele". I nie znam nikogo, kto by...

Ulubione gry karciane mojego 5-latka

Mam to szczęście, że mój przedszkolak bardzo lubi grać w gry. I to nie...

Nastolatki. Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?

Tytuł tego wpisu to jednocześnie tytuł książki Roberta J.MacKenzie, którą uważam za jedną z...

Inne w tej kategorii

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj